sobota, 10 października 2015

Ciao~
Już połowa października, a ja nie dałam żadnego posta od trzech miesięcy...
Nie wiem jak długo tak jeszcze będzie...
ale to nie znaczy, że blog już umarł...
o Nie!


Po prostu na to zwlekanie nałożyło się kilka spraw...

1. szkoła - nie to, że siedzę i tylko się uczę, ale i tak trochę to zabiera... (a zwłaszcza pojęcie zadań z trzema kropkami z fizyki... .---.) oraz postanowiłam się na poważnie* uczyć angielskiego [na ŚDM i inne przyszłe okoliczności np. praca za granica xD]
2. nie mam za bardzo weny - czasem coś wymyślę, ale albo zostaje w głowie, albo to jest coś co się nada na późnieeej... [i też nieco zajmuje mnie pomysł na inne opowiadanie], albo mam sporo pomysłów i wybieram czy lepsze tu, czy tu...

anyway...

Post się jeszcze kiedyś pojawi, i to nie jeden, obiecuję
lub chociażby informacja, że działalność bloga zakończona

Meteorolodzy na całym świecie przewidują, że kolejna część ff pojawi się przed końcem roku tj. w przrwie grudniowej.

Mam nadzieję, że zostanę zrozumiana... (przez tego kto czyta, a wiem, że ktoś czyta - sama sobie tych wyświetleń nie wbijam xD)

Tak więc do zobaczenia w kolejnym poście ;)
Julka



________________________________
*poważnie oznacza, że zamierzam zacząć się bardziej udzielać np. w szkole. Wiecie, można sobie znać słówka i regułki gramatyczne, ale co ci po tym, jak nie umiesz mówić/czytać.


PS wyrównałam tekst do prawej, patrze i mam wrażenie, że wszystko napisane w odbiciu lustrzanym xD

poniedziałek, 20 lipca 2015

4. Przeszłość

Równo o siedemnastej, pod kawiarnią pojawił się Teodor. Miał ze sobą torbę z dwiema książkami, które kupił w niedalekiej księgarni. Zrobił wszystko co chciał i zostało mu jeszcze pół godziny, a nie chcąc marnować czasu udał się właśnie do "królestwa książek". Nie jest to słowo w żadnym razie przesadne, ponieważ była to największa biblioteka jaką w życiu widział.
Niecałe dziesięć minut po nim, u progu kawiarni pojawiła się Kornelia. Uśmiechnęła się w stronę Teodora i podeszłą do niego.
- Cieszę się, że znów się widzimy - powiedziała z wyraźną ulgą.
- Etam... Przecież obiecałem, że przyjdę - odparł chłopak z uśmiechem. Na krótką chwilę znowu spoważniał. - To gdzie idziemy?
- Jak wolisz, ja tu jestem od trzech lat, a ty przyjechałeś wczoraj.
- Skoro tak, to chciałbym zobaczyć teatr w parku. Jeszcze nie miałem okazji tam być.
Oboje zaczęli iść w obraną stronę.
*
- Emm... Kornelio? - zaczął nagle Teodor.
- Tak?
- Co robiłaś po tym jak rozwiązali naszą jednostkę...?
- Hmm... - zastanowiła się i spojrzała w niebo. - Najpierw wyjechałam do jakiejś wioski w Karolinie Północnej... Ale stwierdziłam, że to nie dla mnie... Później mieszkałam w kilku większych miastach, ale w dalszym ciągu nie mogłam się odnaleźć... I znowu tu trafiłam. Najpierw kazali nam się stąd wynieść, ale od tego czasu chyba już zbytnio się nami nie przejmują... A ty? - zapytała uśmiechając się na koniec.
- Wróciłem do Anglii, do wujka. Mam tam naprawdę sporo krewnych - powiedział wspominając miłe chwile.
- To super. - odparła Kornelia.
- A ty? - ciągnął dalej chłopak. Kornelia z początku nie wiedziała o co chodzi, więc dodał: - Czemu ty nie wróciłaś do swojej rodziny? Nie chciałaś się z nimi spotkać?
Kobieta się zatrzymała na środku alejki z pochyloną głową. Do teatru zostało im kilkanaście metrów.
Teodor dalej nie spuszczał wzroku z Kornelii. Ona znowu spojrzała w górę, a po jej policzkach płynęły łzy. Odwróciła się w jego stronę.
- Oczywiście, że chciałam... W końcu nie widziałam ich już dziesięć lat...
- Dlaczego...? - zapytał cicho Teodor, wyciągając chusteczki z kieszeni bluzy.
- Wiesz... Przed moim przyjazdem do Ameryki, w kraju gdzie mieszkałam, wybuchła wojna domowa... Rodzice wysłali mnie i moją siostrę do rodziny w Irlandii. Było to wszystko zorganizowane przez państwo... usiałam się pomylić i wsiadłam do innego pociągu przez co mnie tu przywieźli... Resztę już znasz... - uśmiechnęła się do siebie. - Brzmi jak z jakiejś telenoweli, nie? - zaśmiała się krótko. - Pisałam kilka razy na nasz stary adres, ale nikt nie odpowiedział...
- Przykro mi... - powiedział cicho.
Kornelia położyła mu dłoń na ramieniu i lekko go poklepała.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu w najwyższym rzędzie w teatrze i obserwowali grupkę znajomych, którzy postanowili się napić alkoholu...
W końcu Kornelia wstała.
- Dobra - przeciągnęła się. - Co powiesz na pizze? Dawno nie jadłam.
- Ja w sumie też - odparł.
Wstali i poszli alejką.

piątek, 19 czerwca 2015

3. o piątej

- Teodor...?
Powtórzyła kobieta, bo chłopak jej nie odpowiedział. Siedział i patrzył z otwartymi ustami.
A jednak... Musiał ją znać... Tylko skąd...?
W dalszym ciągu nie mógł wykrztusić z siebie słowa, ale najwidoczniej kobieta potraktowała to jako potwierdzenie jej przypuszczań. Powoli wyciągnęła rękę w jego stronę i lekko dotknęła jego twarzy.
Teodor poczuł się nieswojo... O co chodzi?
- Czy... Czy ja cię znam...? - zapytał, kiedy zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech.
Zobaczył, że w oczach kelnerki pojawiają się łzy. Uśmiechnęła się tak znajomo do chłopaka i objęła go ramionami.
- To ty... - powiedziała cicho.
- Ja...? - szepnął.
Kobieta się zaśmiała, położyła mu dłonie na ramionach, na długość jej ręki i powiedziała z poważną miną.
- Ostatni raz widzieliśmy się tu sześć lat temu - chłopak znowu wstrzymał oddech. - To ja, Kornelia.
Kornelia...?
W jednej chwili jak grom z nieba, powróciły do niego wszystkie wspomnienia, które dokładnie schował w swoim sercu, aby już nigdy nie ujrzały światła dziennego. Teraz przez te kilka słów, całe starania poszły na marne.
Odzyskał jednak nadzieję...
- Czy oni... ktoś jeszcze...? - zaczął, ale Kornelia potrząsnęła głową.
- Nie... tylko ja... Ostatnio słyszałam tylko o dwóch nagrodach Nobla za zarejestrowanie czarnej materii i bozonu Higgs'a... Dla jednej osoby - powiedziała porozumiewawczo.
- A... No tak... Zawsze o tym marzył - stwierdził.
Przez chwilę stali tak w milczeniu, jakby nie wieli co mają powiedzieć po sześciu latach. W końcu Kornelia nie wytrzymała i zawołała:
- Nie no, nie wierzę!! Znów ciebie widzę!
Klient wychylił się znad gazety i spojrzał na kelnerkę karcąco. Spojrzała w dół na znak skruchy, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Już myślałam, że się nigdy nie spotkamy.
Teodor stał tylko i się uśmiechał - nigdy nie wiedział co powiedzieć, a teraz to jeszcze bardziej go to przytłaczało.
- Też tak myślałem - powiedział tylko.
Pomówili jeszcze o kilku mało istotnych sprawach, a w tym czasie z kuchni wychylił się szef kawiarni.
- Kor, co ty robisz? - zapytał zdziwiony, nie często miał okazję widzieć ją taką radosną.
- Przepraszam, już idę! - powiedziała Kornelia i odwróciła się w stronę Teodora. - Jak widzisz, muszę dalej pracować. Mógłbyś tu przyjść o piątej? W tedy kończę. Pójdziemy gdzieś...
- Jasne - zgodził się.
- Dzięki - ucieszyła się. - Tak się cieszę! Mam tyle do powiedzenia! - zawołała odchodząc.
- Do zobaczenia - odparł chłopak.
Kornelia zniknęła za drzwiami, a uśmiech jeszcze długo nie zniknął jej z twarzy.