niedziela, 22 lutego 2015

15. Nieproszony gość

- Czyżbyście zapomnieli o mnie? - głos ponownie zapytał.
Wszyscy spojrzeli w stronę dźwięku. Skipper zmrużyły oczy. Na progu stał... Julian. Oraz Maurice i Mort. Przez to wszystko nikt nie zauważył ucichnięcia muzyki. Ważnego znaku w zoo, a zwłaszcza w nocy.
- Ogoniasty, czy nikt nigdy nie mówił ci, że zawsze zjawiasz się w najmniej odpowiednim momencie? - zapytał szef.
- Eee... Nie wiem... - odpowiedziawszy spojrzał na palczaka stojącego obok.
Maurice wyjął kalendarz i zaczął go kartkować. Na koniec zamknął notes i rzekł.
- Ostatni raz było w zeszły wtorek.
- No, a razem? - pytał dalej król.
- 32 wasza wysokość. - odpowiedział palczak.
- To by wyjaśniało nadpobudliwość Morta... - podsumował Julek i spojrzeli na Morta.
Maluch siedział, przytulając ogon i wytrzeszczał swoje żółte oczy. Kolik lekko odkaszlnęła.
- Masz jakąś sprawę Julianie? - spytała.
Król zwrócił swój wzrok w jej stronę, ale nie zdążył nic powiedzieć, gdy...
- Czy oprócz tego, że nie wiesz co do ciebie dociera to rozumiesz, że jak dama pyta to się odpowiada? - zapytał lider.
Kornelia spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Słuchaj - zaczął lemur. - nie przychodzem tu aby z tobom gadać o... niczym! Tylko o...
- Czy mógłbyś wreszcie zamilknąć!? - krzyknął Skipper.
W tym momencie dwaj szefowie rozpoczęli swoją, codzienną, obowiązkową kłótnię.
- Przecież to wy płetwiaki ciągle gadacie i gadacie. - zaczął król.
- Ale to wy tu przychodzicie, przychodzicie, nadajecie, zamiast tańczyć to... To cokolwiek "tańczycie". - odpowiedział Skipper wykonując przy ostatnim słowie cudzysłów manualny.
W tym czasie Kowalski, Rico i Kornelia zaczęli przepisywać tekst. Nie mieli z tym większych problemów - Kolik miała co prawda nieco krzywe pismo, ale za to wyraźne.
Około pół godziny później tekst był już prawie przepisany (inna sprawa, że Kowalski co chwila sprzeczał się z Kolik, iż trzeba niektóre rzeczy poprawić), a Julianowi i Skipperowi kończyły się już pomysły na argumenty. Teodor, korzystając z okazji zaczął opowiadać o swoich kucykach. Maurice i Rico zaczęli składać samoloty z kartek leżących na biurku (prawie całe zapisane, ładnie poukładane w teczkach).
- Zaraz chwila! - zaczął król. - Po co my tu właściwie jesteśmy?
- Ponieważ nie działa twoje karaoke, wasza wysokość. - odpowiedział sekretarz pisząc na swym samolocie: M's linie.
- Właśnie! - Julek stanął prosto i zaczął oficjalnym tonem. - Gdy ma niedoszła królowa... poddana czemuś tam, tego szalonego... i zamieniona w kelnera... Ofiarowała mnie nieurodzinowy, ani nieświęto... święto... Wesoło-Mikołajowym... czy jakoś tak... prezent. On pierwotnie działał, ale gdy nadszedł mrok i pochłonął sobom me królestwo! Pszepadł... - Król tak się wczuł w opowiadania, że aż zaczął gestykulować (bardzo). - I nie ma! Nie ma już mego śpiewania, ani czegoś tam jeszcze!
Na monolog Juliana Skipper tylko przewrócił oczami. Nikogo nie interesowały jego problemy. Nikogo... oprócz Morta. Lemurek siedział i bardzo przeżywał opowiadania swojego władcy.
- TAK!! - Zawołała Kornelia i podskoczyła.
Prawie wszyscy spojrzeli na nią pytająco, na co pingwinka potulnie usiadła z powrotem.
- Skończyliście? - zapytał szef.
- Tak. - odpowiedział Kowalski. - I to już dość dawno, ale Rico znalazł taki fajny konkurs, w którym teraz właśnie wygraliśmy 100 puszek sardynek.
- Wspaniale! Misja wykonana i to z podwójnym efektem! Wracamy Kornelio, panowie! - zawołał Skipper i zawołani skierowali się do wyjścia.
Julek przez chwilę stał w miejscu zdezorientowany. Po chwili rzekł.
- A dlaczego my nie dostaliśmy niczego od ele-elektronicznego pudła?
- Przecież codziennie dostajemy coś od zoo. - odparł Maurice.
- A ja mango! - dodał Mort.
- Więc... - zaczął król. - W takim razie ja będem dostawał mango Morta, a ty zaś Mort będziesz jeść... Winogrona! Nie jestem jakoś do nich przekonany... - zarządził.
Po krótkiej chwili lemury także udały się do swojego habitatu, aby kontynuować imprezę... dla VIP-ów, oraz Morta i Maurica.

czwartek, 19 lutego 2015

14. Pierwsza misja

Wieczorem w biurze zoo...
- Ja, Kowalski i Rico tworzymy to coś, czym tam wyślemy ten list... Kornelia i Szeregowy, przygotowujecie... Kowalski, wsparcie słowne. - zaczął Skipper.
- Właściwie to zgłoszenie o zagłuszanie ciszy nocnej. - odparł strateg.
- Tak, to coś. - rzekł szef. - Tylko uważajcie, Kornelio na pomysły młodego... Są zbyt różowe... - ostrzegł lider.
- A ja lubię różowy. - powiedziała przekornie Kolik.
- Moje pomysły nie są różowe lecz płyną prosto z serca... - wyjaśnił Teodor.
- Taa... nie różowe, tylko "z miłością"... No to do roboty drużyno! - zarządził Skipper.
Skipper, Kowalski i Rico stanęli przy komputerze, a reszta zajęła miejsce na parapecie. Przez okno dało się słychać muzykę z imprezy Juliana, ale zagłuszały je pomysły Kolik i Teodora.
- 'Droga pani...' - zaczął fan słodko-rożców.
- A może lepiej będzie 'Szanowny personelu zoo'? tak będzie bardziej oficjalnie. - zaproponowała Kornelia.
- Słusznie - przytaknął młodzian - 'Szanowny personelu zoo. Z nieznanych mi bliżej powodów, co noc w naszym miejskim zoo...'
- '...słychać odgłosy muzyki...' - ciągnęła Kornelia.
Przy drugim stanowisku...
Kowalskiemu udało się włączyć komputer i o dziwo - był tylko uśpiony.
- Że też tej kobiecie nie szkoda kasy na prąd, a na jedzenie to nie ma?! - powiedział zbulwersowany Skipper.
Rico przytaknął ruchem głowy.
- Tak. - rzekł.
- Dobra, teraz trzeba zrobić pocztę... - powiedział naukowiec i zaczął przyciskać klawisze.
Po kilku chwilach oraz po kilku "UWAGACH!" internetowych, iż nazwa jest zajęta. Udało się!
Za to od strony okna dało się usłyszeć niekontrolowany wybuch śmiechu. Wszyscy Rico, Skipper i Kowalski spojrzeli w stronę szeregowych. Aż ich dzioby przybrały kształt uśmiechu. Rico też się zaczął śmiać - chociaż nie wiedział z czego. Ostatnimi czasy mu się to zdarzało. Po kilku sekundach śmiechu Kolik zorientowała się, że ktoś się do nich dołączył. Spojrzała w stronę pingwinów i zamilkła. Otworzyła szeroko oczy i lekko uderzyła Teodora skrzydłem. On spojrzał w stronę biurka i też zamilkł. Ich miny przybrały przepraszający wyraz.
- Można wiedzieć z czego się tak śmialiście? - zapytał lider.
Kornelia i Teodor spojrzeli na siebie.
- z ni-niczego... - odparł Szerciu, cicho chichocząc.
Skipper spojrzał na nich w stylu "taa, na pewno..." i dodał.
- Skończyliście?
- Jeszcze chwilka... - odpowiedziała pingwinka.
Korzystając z okazji, Kowalski sprawdził dla Rico wyniki ostatniego meczu. Po chwili przyszli najmłodsi z oddziału i Kornelia oznajmiła.
- Już mamy! Kto przepisuje?
- Jakie: kto przepisuje? - zapytał głos, którego właściciel nie za bardzo radził sobie z angielską wymową.

13. Ważny dzień w życiu każdego żołnierza

Następnego dnia Kolik wstała pierwsza i postanowiła sobie zrobić krótszą i mniej meczącą rozgrzewkę niż ostatnio. Kiedy już skończyła i wróciła do bazy, oddział już był na nogach.
- Dzień dobry! - zawołała.
- Taa dobry.. - powiedział Rico ponuro.
- U nas było o wiele głośniej... - dodał Teodor.
- trzeba mieć nadzieję, że kiedyś któryś z mieszkańców zgłosi skargę o zakłócanie ciszy nocnej. W tym wypadku Alice będzie musiała odbierać lemurom wieże na noc. - powiedział Kowalski, a wszyscy spojrzeli w jego stronę, jakby mówił co najmniej po chińsku, a nie po angielsku.
- Kowalski to jest najgłu... - przerwał i po chwili rzekł - Najlepszy!!! ale mam jedno pytanie... - zrobił dramatyczną pauzę i zapytał. - Czy to koniecznie musi być jakiś mieszkaniec?
- No.. nie.. Bardzo dobry plan szefie! - powiedział naukowiec.
- Wiem! - zawołał. - Operację skarga rozpoczynamy po zachodzie słońca. - zarekomendował szef.
- A nie lepiej już teraz zaczynać? - zapytał Szeregowy.
- Nie! - zaprzeczył - teraz przyjmujemy nowych rekrutów.
- Tak! - zawołała wesoło Kolik, po czym spoważniała i dodała. - Myślałam, że już zapomnieliście...
- Co? - zapytał Skipper - Miałbym zapomnieć o 8 najważniejszym dniu w mojej karierze i w ogóle?
- A jakież to były te poprzednie jeśli można wiedzieć? - zapytała.
- Rozpoczęcie wojskowej służby. Honorowanie na żołnierzy Marfriediego, Johnsona... Rico, Kowalski... szeregowy Teodor... ty... - wyliczał.
- Ale, szefie... Pan podał tylko 7, a 8? - zapytał Szerciu.
- Ósmy to... nie wasza sprawa, żołnierzu! - zawołał. - Zaczynamy!
Rico i Kowalski ustawili stół na środku pokoju. Skipper i Kowalski stanęli po jednej stronie, a Kolik po drugiej. Rico i Teodor stanęli sobie pod ścianą.
- Nazwisko i imię. - powiedział Skipper.
- Dobra.. - powiedziała - Nazywam się Kornelia Ane Oisbcdex. - powiedziała, a Kowalski notował. - Ale wszyscy mówią na mnie tak jak się wcześniej wam przedstawiłam, czyli Kolik.
Na jej słowa Szerciu i Rico, aż otworzyli dzioby ze zdumienia, na co Kolik się do nich uśmiechnęła. Kowalski za to zaczął się nad czymś zastanawiać w pisaniu, Kolik się domyśliła i mu pomogła.
- Pisze się o i s b c d e x. - przeliterowała.
- Dzięki. - odparł i zaczął coś pisać.
- Miejsca zamieszkania. - kontynuował Skipper.
- Trochę tego było... najpierw mieszkałam w zoo w Poznaniu, tam też się urodziłam. Potem przeniesiono mnie i moją rodzinę do rezerwatu przyrody na Madagaskarze, gdzie mieszkałam około 13 lat... Potem to całe Hoboken chciało mieć rzadkiego lemura i mnie wzięli, bo jedyna byłam albinosem. No i teraz jestem tu.
- Ciekawa historia... - powiedział lider. - Kowalski?
- Szef ominął datę urodzenia... - podpowiedział.
- A no tak. zawsze oto pytamy by wiedzieć kiedy są urodziny i tym podobne. - wyjaśnił.
Kolik chwilę pomyślała i powiedziała.
- 20... listopada... teraz będę mieć 16 lat... - uśmiechnęła się.
- aha... - powiedział Skipper. - Na razie to tyle... Kornelio.
- Teraz będzie test sprawnościowy. - poinformował strateg.
Wszyscy udali się na zewnątrz. Następne zadania sprawiły już większy problem... Najpierw Kolik musiała przepłynąć kilka basenów na czas. Żeby się nie stresowała popłynął z nią Szeregowy. Pingwinek płynął szybciej, więc tymczasowo w pływaniu była najwolniejsza.
- Trzy lata różnicy, a młodszy wygrywa... - powiedział szef, a Kornelia spojrzała na niego z wyrzutem.
- Chciałbyś mi może powiedzieć jakim cudem mam być szybsza od kogoś, kto od urodzenia pływa? - zapytała.
- Nie masz prawo do tego. - Przerwał Kowalski. - Teraz bieg z przeszkodami, zadanie specjalne i...
- Dobrze, dobrze! - przerwał Skipper. - Ruszajmy do parku.
W parku stała już gotowa trasa. Trzy... Dwa... Jeden... Start! Kolik pobiegła jak umiała najszybciej. Wszystko przebiegło sprawnie oprócz tunelu. Trochę się tam pogubiła.
Ostateczny wynik nie był najgorszy, ale jak powiedział Skipper "Mogło być lepiej". Ponownie udali się do bazy, gdzie miała nastąpić ostatnia próba. Pojedynek z bambusowymi kijami... Jako, że ostatnim razem najgorzej szło Kowalskiemu to on zaczął. Oczywiście upierał się, że nie było tak źle, ale nikt go w tym momencie nie słuchał.
- Tylko nie za mocno na początek. - poprosiła Kolik i zaczęli.
Wbrew przewidywaniom wszystkich, pingwinka wygrała. Kowalski natomiast jeszcze bardziej poczuł się urażony. Potem Kolik ćwiczyła z Teodorem - też wygrała i na koniec wybuchła śmiechem. Naukowiec na ten widok trochę się ucieszył - nie był najgorszy [w pewnym sensie]. Nie udało jej się tylko z Rico. Walkę zakończyła słowami.
- Kiedyś to się zmieni...
Po pozytywnie zakończonym teście rozpoczęło się pasowanie na żołnierza.
Szeregowy przyniósł uroczystą rybę [wędzony łosoś alaskański] i Skipper przemówił.
- Kornelio Ane... - zaczął i spojrzał na Kowalskiego w oczekiwaniu na pomoc.
-  Oisbcdex - podpowiedział.
- No wiec... Kornelio Ane  Oisbcdex - zaczął ponownie. - Po przejściu naszego testu i wszystkich innych formalności... Ja, szef Skipper, dowódca jednostki pingwinich komandosów w Nowym Jorku, mianuję cię żołnierzem o stopniu szeregowego.
Teodor podał rybę Skipperowi, który podał ją bardzo uśmiechniętej Kolik.
- Mam ją teraz zjeść, czy potem? - zapytała po chwili.
- To zależy od ciebie. - odparł Kowalski.
- No to zjemy ją na kolację. - powiedziała radośnie i położyła rybę na stole.
- To ja proponuję udać się teraz na lody! - zaproponował szef.
Wszyscy z uśmiechem na dziobach udali się do parku...
Jeśli jeszcze gdzieś jest Daniel zamiast Teodora to:
Przepraszam i proszę o poinformowanie mnie..
Mam nadzieję, że się podobało :)

sobota, 14 lutego 2015

12. Gra i nowe informacje



Wszyscy (szef, Szerciu, Kowalski, Kolik) siedzieli przy stole, a Rico przygotowywał kolację. Przy stole rozpoczynała się rozgrywka, zapewne wymyślonej gry Skippera.
- Każdy ma po dwa ruchy. Na dziesiątkę kładziemy tylko asy i walety. Ten kto nie ma ani jednej karty pik w następnej kolejce dobiera kartę... Od 10 kolejki wymienia się karty, a od 24... Czy na teraz wszystko jasne? - zapytał lider. Kowalski wyglądał na bardzo wpatrzonego w karty, Kolik coś przekładała, a fan kucyków zgłosił się na znak pogubienia. - Ehh... No to może zagramy w coś innego?
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, gdy Rico zawołał - Kolacja!
Kolik dostała swoje sushi, podobnie jak Skipper. Szerciu dostał kanapkę z pastą rybną, a pozostali zadowolili się zwykłą rybą. Kolacja przebiegła w spokoju, nie licząc jednego wybuchu śmiechu młodego... Wszyscy spokojnie jedli, aż tu nagle.
- Hahahaha!
Wszyscy spojrzeli się w kierunku Szercia. On zamilkł i zrobił bardzo poważną minę. Kolik i Rico uczynili podobnie, a Skipper i Kowalski spojrzeli na siebie.
- Widzę, że ci smakuje. - powiedział po chwili szef do Kolik. Ona spojrzała na niego, wyrwana z zamyślenia.
- Taaa... bardzo... - odparła biorąc kawałek do dzioba. Wymusiła uśmiech i połknęła z wielkim trudem. Otrząsnęła się jakby ze wstrętem i - blee... majonez! - powiedziała i pobiegła po wodę.
- Bardzo dobre... - powiedział do siebie fan słodko-rożców, a wszyscy spojrzeli w jego stronę - no co? - zapytał i wzruszył ramionami.
- Dobre było, ale się skończyło - powiedział Skipper. - W co teraz gramy?
- Ja znam fajną grę planszową... - powiedziała pingwinka.
Po kolacji Kolik zaczęła tłumaczyć...
- Znak zapytania to pytanie czy coś w tym stylu, a puste to... nic. I tyle.. - wytłumaczyła.
- Fajnie. - powiedział Szerciu i rzucił kostkami.
Stanął na polu z zadaniem. W związku z tym, że Kolik miała być następna zadała pytanie.
- No to nie będzie takie pytanie, tylko... - zaczęła i po chwili rzekła. - Powiedz coś czego nie wiem.
Wszyscy spojrzeli na młodego. Po krótkiej chwili myślenia powiedział...
- Teodor.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę ze zdziwieniem.
- Co: Teodor? - zapytała Kolik.
- Noo... Chyba ci jeszcze nie mówiłem, że tak mam na imię. - odparł jak gdyby nigdy nic.
Kolik się uśmiechnęła, a wszyscy inni próbowali ukryć zdziwienie. Nie pamiętali tego... ostatni raz mówił im to na swoim pasowaniu na żołnierza. Od tego czasu był po prostu Szeregowym.
- To fajnie! - powiedziała Kolik. - to zgodnie z planem teraz ja. - powiedziała i rzuciła kostką.
Wypadło na puste pole. Potem był Kowalski także wypadło na puste. Następny był Rico. [nie]Oczywiście wypadło na pytanie. Zadał je Teodor.
- może... Co jedzą jednorożce? - zapytał. Psychopata wypluł babeczkę, a młodzian pokręcił głową.
Rico zaczął bełkotać i krzyczeć, że to nie fair. Tylko on to wie i w ogóle.
- Zgadzam się, żołnierzu - przytaknął lider. - Tylko ty to wiesz. - powiedział do Szercia. - I przydałby się nam sen... - powiedziawszy to ziewnął.
Rico pierwszy położył się na pryczy i od razu zasnął. Szeregowy zwrócił się do Kolik.
- Wiesz... ja nie spotkałem się z takim imieniem jak Kolik... Czy to... - zaczął, ale pingwinka mu przerwała.
- Tak... to nie moje prawdziwe imię... To moja taka ksywa... - powiedziała. - Ale teraz jestem zmęczona... - ziewnęła, aby być bardziej realistyczna - Kiedy indziej ci powiem... - powiedziała i przytuliła pingwinka 'na dobranoc' jak młodszego brata. - Dobranoc. - powiedziała i poszła do swojego nowego pokoju.
Nim zdążyła usiąść doszła do niej przytłumiona muzyka z imprezy lemurów (zamiast śpiewów). Weszła jeszcze raz do bazy głównej.
- Rico... masz może - psychopata akurat podawał nauszniki i przy okazji dał jej jedną parę. - Dzięki... - powiedziała sennie i udała się na spoczynek...

(W [moim] oryginale Szeregowy nazywa się Daniel, ale zmieniam na Teodora - nie wiem czy lepiej, czy nie, ale... Najwyżej się jeszcze zmieni :P )

11. Ratatouille



- No! I jest komplet! - zawołał Skipper gdy Kowalski i Kolik weszli do sklepu, a na dziobie Kolik pokazał się wymuszony uśmiech powitalny - Tak więc... Dnia dzisiejszego jak zapewne zauważyliście nie było w naszym zoo gości. Sprawa jest pod naszą kontrolą i...
Z głębi sali zaczęły dochodzić pomruki i niezadowolenie współmieszkańców zoo. Wszyscy zaczęli opuszczać teren sklepu. Zostali już tylko Skipper z bardzo zdziwioną miną, oddział, Kolik i lemury...
- A ty co tu jeszcze robisz? - zapytał lider, u którego zdziwienie zaczęło być zastępowane zdenerwowaniem.
- Czekam na swój egzotyczny socek z: mango, kiwi, papai, liczi, banana, grejfruta, awokado, cytryny, limonki, kokosa, arbuza, melona, wisienki i czerwonego kartofelka. - odpowiedział król.
- Obawiam się, że nie istnieje taki owoc jak czerwony kartofelek. - powiedział naukowiec.
- Co? - zapytał z udawanym przerażeniem, ale wszyscy potraktowali to jak pytanie retoryczne, więc powiedział dalej. - Więc jak dostanem mój socek to pójdem wykorzystać mój prezent od mych wiernych poddanych! - dostał napój od Maurica i wszystkie lemury opuściły sklep.
Skipper, Rico i Szeregowy spojrzeli gniewnie na Kolik z niewinnym wyrazem twarzy. Jedynie Kowalski się odezwał.
- Naprawdę zbudowałaś to karaoke na baterie słoneczną? - zapytał.
- Taa... Było trochę problemów, ale się udało... - powiedziała bardziej żywo po czym powiedziała do reszty oddziału - Ale! Działa tylko gdy ma stały dostęp do prądu.
- Dobre i to... - powiedział Szeregowy.
- Niby tak, ale zostają im te imprezy! - przypomniał szef.
Wszyscy z powrotem posmutnieli i w ponurych nastrojach udali się do bazy...
Na miejscu Rico zaprowadził pingwinice do tunelu, w którym wcześniej pracował i jej oczom ukazał się mały pokoik. Ten widok zabrał jej mowę i przez dłuższy czas tylko stała i patrzyła na pomieszczenie. Co prawda nie był czymś wspaniałym... Było tam małe łóżko, szafka i na niej lampka. W końcu coś powiedziała, zamiast stać z otwartym dziobem.
- To... nigdy nie dostałam czegoś takiego... - powiedział cicho i przytuliła pingwina. - Dziękuję ci!
Chwilę później weszli do głównego pomieszczenia, akurat Kolik zdążyła na moment wejścia Kowalskiego do pracowni.
- Aaa!! - krzyknął.
Kolik pośpiesznie weszła za nim, a on spojrzał na nią pytająco.
- Niespodzianka? - powiedziała tylko, a on zaczął pytać.
- Co ja ci zrobiłem, że to robisz? Przecież to.. ja robiłem to bardzo długo - wskazał na papiery - Jeszcze to wylałaś? - zaczął biegać po laboratorium i ciągle coś mówił.
Kolik stała tak bez słowa. W jednej chwili radość z prezentu ją opuściła i zaczęła się karcić za to, że nie posprzątała tego. Mimo, że było jej bardzo przykro z powodu stratega i była okropnie zła na siebie wymusiła mały uśmiech i powiedziała.
- Spodziewałam się tego... - właściwie to był nawet szept, ale usłyszał to Skipper.
- Moja szkoła! - powiedział i upił łyk napoju.
- Przepraszam cię ogromnie! - powiedziała po chwili Kolik, gdy podeszła do pingwina. - Nie wiem co mam jeszcze zrobić...  -zaczęła zbierać papiery. - Naprawdę, przepraszam cię... - zaczęła szlochać.
- No dobrze, aż tak bardzo to nie jest źle... - powiedział.
- Jak nie, jak tak?! - zapytała ze łzami w oczach. - A poza tym, że ja płaczę to się nie przejmuj... - powiedziała trochę weselej. - Ja tak już mam...
- No dobra... - odparł niepewnie.
Po niedługim czasie laboratorium było już posprzątane. Chwilę potem wszedł Szeregowy.
- Chciałem powiedzieć tylko, że za chwilę będziemy zaczynać i co chcecie na kolację. - powiedział.
- Mam rozumieć, że nie ma dziś konkretnego menu? - zapytała Kolik, a pingwinek pokiwał - No to... może... spagetti bolognese?
- Raczej nie... - odparł.
- Karpatka?
- nie...
- Ryżowa słoneczna?
- co to?
- Ratatouille?
- ee... nie?
Kolik przewróciła oczami.
- Jak możesz mówić, że nie ma konkretnego menu i mogę sobie wybrać co chcę, skoro każdą potrawę jaką wymieniam odpowiadasz 'nie' lub 'co'? - zapytała
- Ale właściwie to ja nie powiedziałem... - zaczął się tłumaczyć.
- Ok. To co proponujesz?
- Może jakieś sushi? - zaproponował.
- Dobra... - zgodziła się i uśmiechnęła do zdezorientowanego Szeregowego.
On zorientował się, że to wszystko było specjalnie i odwzajemnił uśmiech.
Wyszli z laboratorium...

poniedziałek, 9 lutego 2015

10. Słyszysz świerszcze?

- Cześć! -  zawołała wesoło Kolik, a Kowalski aż podskoczył.
- Cześć - powiedział z bardzo szybkim pulsem - Kobieto, czy ja ci coś kiedy zrobiłem?
- Właściwie to tak, ale nie po to tu przychodzę... - zaczęła - I nie chciałam cię przestraszyć... dodała.
- Ciekawe... - odparł i się zmyślił.
Kolik dosiadła się do niego. Popatrzyła się przez chwile w jakiś punkt po drugiej stronie jeziora. Popatrzyła się przez chwilę na niego i zapytała.
- Czy coś się stało?
Naukowiec uśmiechnął się pod nosem(?) i zaczął zbierać myśli. W końcu rzekł.
- Teoretycznie... Można by to nazwać czymś na kształt... ee.. zamknięcie się w sobie... Nie umiem tego jaśniej wytłumaczyć... - zamyślił się. - Rozumiesz coś?
- Mniej więcej... - odparła zamyślona, a naukowiec się zaśmiał.
- Taa... - dodał.
Kolik uśmiechnęła się i powiedziała - Wiesz... nie znałam cię od tej strony...
Kowalski spoważniał i zapytał - Jak to od tej? - Pingwinica zachichotała.
- No od tej: 'na służbie' jesteś taki.. Oficjalny, bardzo skupiony i poważny... - odparła.
- Tak... staram się być... wyluzowany... ale mi coś nie wychodzi... - uśmiechnął się, patrząc w dal.
- Wiesz... - zaczęła zdenerwowana - Ja... naukowiec spojrzał w jej stronę, a ona przełknęła ślinę MÓWIĆ TERAZ CZY LEPIEJ POCZEKAĆ? - myślała.
- Czy coś się stało? - zapytał Kowalski.
- Ja... ee... nie... znaczy tak... ale... - jąkała się - Lubisz niespodzianki? - zapytała niespodziewanie.
- Tak... aczkolwiek nie miewam ich za często...
- No to poczekaj... - odparła. Kowalski uśmiechnął się. FAJNA MI NIESPODZIANKA... NAKRZYCZY NA MNIE JAK NIC...- pomyślała, ale wymusiła uśmiech na dziobie.
Jeszcze przez jakiś czas siedzieli, rozmawiali i śmiali się. Nagle Kolik ucichła, na jej dziobie pojawił się wielki uśmiech.
- Słyszysz to? - zapytała, a Kowalski zrobił minę, która przypominała wielki znak zapytania. - świerszcze... - zamknęła oczy i wsłuchała się. - Na Madagaskarze było ich pełno i grały piękne melodie... że aż chce się tańczyć... - wstała i zaczęła wirować jak do walca angielskiego. Po kilku chwilach złapała Kowalskiego za skrzydło i próbowała go zachęcić do tańca.
- Ale ja nie umiem nogi mnie się strasznie plączą... - protestował.
- To bardzo proste, a poza tym nikt nie patrzy. - odparła i cicho zaczęła odliczać do trzech jako pomoc.
Tańczyli i przy okazji okazało się, że naukowiec był bardzo dobrym partnerem do tańca. Wyglądali jakby szykowali się na występy do 'tańca z gwiazdami'. Nagle Kolik stwierdziła, że świerszcze umilkły, ale Kowalskiemu to nie przeszkadzało - tańczył dalej, a Kolik wybuchła śmiechem. W końcu postanowił zakończyć taniec więc wykonał obrót partnerki. Kolik 'zawisła' w pozycji pół stojącej i przez chwilę tak stali, a ona patrzyła się na niego swoimi dużymi oczami.
- A jednak dobrze tańczysz... - powiedziała cicho.
Kowalski przez chwile przyswajał sobie cała tą sytuacje, aż powiedział tylko.
- Ty też...
- Kowalski? - zapytała Kolik ciągle w tej samej pozycji. - Chyba już powinniśmy iść...
- A! Tak, przepraszam... - odparł cicho i postawił pingwinice.
Przez chwilę stali w tej dość niezręcznej sytuacji, aż Kolik się odezwała.
- Wiesz, my naprawdę musimy już iść...
- Tak? Czemu? - zapytał.
- No, bo Skipper organizuje dziś spotkanie i wiesz... - odpowiedziała, a naukowiec od razu się zreflektował.
- Spotkanie?! Czemu nie powiedziałaś wcześniej? - zapytał.
- Mówiłam, ale ty... - zaczęła.
- Dobrze, już dobrze... - odparł trochę poddenerwowany.
- No to może zamiast tu gadać to byśmy już poszli? - zapytała robiąc oczka jak Szeregowy.
Kowalski nie odpowiedział, tylko zrobił swoją minę jak w sytuacjach gdy mu ktoś przeszkadza. Bez słowa udali się w stronę zoo, na zebranie...

9. "na szczęście nie wyraził swojej opinii..."

Gdy Rico i Kolik weszli do bazy zastali tam szefa i Szeregowego. Młody oglądał swój serial, a Skipper (ze względu na brak wystarczających umiejętności czytania) próbował czytać gazetę.  Rico zdjął nauszniki i wszedł do tunelu za wypchaną rybą symbolizującą trofeum Szeregowego za zajęcie pierwszego miejsca w czymś tam. Kolik również zdjęła nauszniki tyle, że zamiast wejść do tunelu poszła do pracowni, by zobaczyć czy może kowalski nie wrócił. W laboratorium nie było nikogo. Za to na (nowym) stole leżało pełno kartek z napisami i obrazkami.
- Nigdy tego nie rozszyfruję. - powiedziała do siebie i przesunęła jakiś ciężki karton.
Niestety przesunęła go za bardzo na skraj stołu i ŁUP! wszystko spadło na podłogę. Kolik o mało serce nie wyskoczyło - biło jej jak szalone. Papiery porozsypywały się prawie na całej podłodze. Zbyt była przestraszona, by zauważyć coś oczywistego, co spadło pod jej stopy. Chciała choć trochę to posprzątać, ale szturchnęła statyw z probówkami i kilka płynów wylało się jeszcze na podłogę. Kolik zaczęła cicho płakać.  Laboratorium wyglądał co najmniej jakby Rico coś tu wysadził. Kolik wytarła łzy, poprawiła fryzurę i wyszła z laboratorium delikatnie zamykając za sobą drzwi.
- Czy coś jest nie tak? - zapytał Skipper.
- Nie - skłamała Kolik - Wszystko jest w porządku...
- To dobrze, bo zdaje się, że usłyszałem huk.. - powiedział szef.
- Tak, to tylko.... Chyba pójdę się przewietrzyć. - powiedziała i wyszła.
W tym samym czasie skończył się serial Szeregowego, a że nie miał nic do roboty rozpoczął zabawę ze swoim konikiem - królewną "Dziękuję Bardzo".
- Szeregowy co wy robicie? - zapytał lider, a gdy się obrócił dodał - no błagam...
Na szczęście Szeregowego nie wyraził swojej opinii w stylu 'nie starczy wam już ich w serialu' lub coś jeszcze innego... Zadowolony maluch powrócił do czesania oraz głaskania swojego konika.
***
Kolik w tym czasie opuszczała teren zoo. Nagle za jej plecami rozległ się wybuch i cichy okrzyk "KA-BOOM", wzruszyła tylko ramionami.
- Raczej to było kontrolowane... - powiedziała do siebie, a potem jeszcze dodała - To chyba źle, że gadam do siebie... - ponownie wzruszyła ramionami i poszła dalej.
Chwilę później była już niedaleko miejsca, w którym pierwszy raz spotkała pingwiny. Z daleka ujrzała jakąś postać... Kogoś kto miał najwidoczniej jakiś problem... a ona musiała z ta osobą porozmawiać...

8. ku radości króla

W królestwie lemurów...
Kolik i Rico zaczęli przygotowywać rzeczy potrzebne do karaoke. Julian się opalał, Mort bawił się z Romanem, a Maurice przyglądał pracy Kolik by ewentualnie naprawić sprzęt. Stanowisko pracy było już gotowe, ale Kolik ciągle poprawiała pióra na głowie, ostatnio urosły jej na tyle, że przypominały jako taką fryzurę.
- Rico, masz może jakąś gumkę? - zapytała w końcu, a psychopata wyjął z żołądka gumkę recepturkę - Dziękuję - odparła Kolik i związała pióra.
- Okej to od czego zaczynasz? - zapytał Maurice.
- No najpierw ten ekran - podniosła monitorek - trzeba przymocować do odtwarzacza płyt... - wykonała czynność - Teraz... to? - podniosła kilka kabelków - nie wiem gdzie to podłączyć... - powiedziała i usiadła na kamiennej podłodze.
- A może tu? - zapytał Rico i wskazał na odtwarzacz.
- Możliwe... - odparła nieco weselej Kolik i spróbowała wcisnąć wtyczkę, a gdy to zrobiła machnęła skrzydłem i... pękła bateria słoneczna. - Nie... - chlipnęła i podniosła baterię.
- Nie martw się... - pocieszył Rico, ale nie dokończył bo przerwała mu prawie rozpłakana Kolik.
- No ale to nie ty wszystko psujesz! - zawołała i spokojnie, drżącymi skrzydłami wzięła następną baterię.
- Może napijecie się koktajlu? - zapytał Maurice.
- Ja chętnie - odparł Rico, a Kolik zaprzeczyła ruchem głowy.
- A ja to spróbuję dokończyć - powiedziała.
Około półgodziny później...
- Nareszcie! - zawołała Kolik, która się nie odzywała przez ostatni czas.
Julian się zerwał z krzesła (siedział przy barze i pił koktajl), wsadził płytkę, bez żadnego "dziękuję".
- Wyginam śmiało ciało! Wyginam śmiało ciało! Dla mnie to?! - śpiewał monarcha.
- Mało! - zawołał wesoły Mort, a Maurice tylko przewrócił oczami.
Rico wypluł dwie pary nauszników - jedną sam założył, a drugie rzucił Kolik.
- Tak o wiele lepiej - powiedziała.
- Co?! - krzyknął Rico.
- Lepiej! - odkrzyknęła Kolik. Zdała sobie sprawę, że jak była lemurem to takie piosenki sprawiały, że chciałaby śpiewać i tańczyć, a tu nic, zero reakcji. - Genetyczne... - powiedziała do siebie.
- Co? - ponownie zapytał psychopata.
- Nic! - odkrzyknęła dziewczyna i razem udali się do bazy...

7. ...i mat

Zegar zaczął wybijać 13. i inspektorzy zaczęli powoli opuszczać zoo. Około 14. nie było już nikogo oprócz personelu zoo. Rozpoczęła się pora karmienia. Alice podeszła do pingwinów z krótkofalówką przy uchu.
- Naprawdę nie wiem... Co? Sugeruje pan, że lemur mógł sobie pójść, albo się w coś zamienić? - Oddział spojrzał na dyrektorkę z lekkim przestrachem - To niedorzeczne! Kto przy zdrowych zmysłach wymyśli coś równie głupiego?!... Pan... No tak.. ee... Proszę poczekać... - Alice zaczęła rzucać ryby - Trzeba było tego lemura zamknąć w klatce... Fuu... Tak, jestem już... - dyrektorka odeszła.
- Podejrzane... - zaczął Szeregowy.
- Macie rację żołnierzu, teraz jest pięć pingwinów, a ryb ciągle dają po osiem. I co z tymi obiecanymi 15 rybami na głowę?! - krzyczał szef.
- No tak, to też... Ale chodziło mi raczej o... - znowu zaczął.
- Właśnie! - tym razem przerwał Kowalski - Pieniądze, zamiast na nasz posiłek, zoo przeznaczyło na pokój motyli, które mogą zostać... ee, zjedzone... przez Barego.
- Niby tak, ale... - chciał dokończyć Szeregowy.
- Ryby! Kolik! - zawołał Rico i wszyscy spojrzeli w stronę Kolik, która zjadała już 3 rybę.
- Przepraszam... Od wczoraj zjadłam tylko jedną. Dziwiłam się, że jeszcze nie usłyszeliście jak mi brzuch burczy... Prosze - to rzekłszy podała im po rybie.
- Czy mogę coś powiedzieć?! - zawołał Szeregowy.
- Przecież ciągle coś mówiłeś - odparł Kowalski, a Szeregowy wyglądał jakby nic nie pojmował, po pewnym czasie rzekł.
- No tak, ale... To podejrzane, że oni wpadli na pomysł zmiany Kolik.
- Zauważyłem to, ale biorąc pod uwagę wszystkie możliwości inspektorzy przyjdą jeszcze najwyżej jutro i będzie po wszystkim - odpowiedział naukowiec.
- Dobra.. Trzymajmy się opcji Kowalskiego - podsumował lider i wszyscy weszli do bazy.
W telewizji znowu zaczęli puszczać "durne zwierzaki" i Rico, Skipper oraz Szeregowy zaczęli oglądać co jakiś czas wybuchając śmiechem. Natomiast Kolik i Kowalski zaczęli grać w szachy. Po około godzinie nieprzerywania tych czynności i nagłych wybuchów śmiechu, Kolik nagle powiedziała spokojnie:
- Szach.
Wszyscy zwrócili się w stronę zamyślonego Kowalskiego i uśmiechniętej Kolik. Naukowiec zrobił jeden niepewny ruch, a następnie Kolik przesunęła figurę.
- I mat...
- No masz Kowalski jeszcze nigdy z nikim nie przegrał... - powiedział Szeregowy.
- Dlatego, że nikt inny nie mógł się tego nauczyć... - odparł skrzekliwie Rico.
Kowalski wyglądał za to jakby dostał ćwierć dolara za swoje najmądrzejsze stwierdzenie, po czym rzekł - Domagam się rewanżu!
W tym czasie do pomieszczenia wskoczyli Mort, Maurice oraz Julian.
- Witajcie nieloty, ptaki, sonsiedzi! - zawołał król na wstępie.
- Po co tu przyszliście? - zapytał zdenerwowany Skipper.
- Nie denerwuj siem sonsiedzie - odparł Julian - To tylko ja iii... Mort... - wskazał na skaczącego obok lemurka - Chcem tylko, ażeby on - wskazał na Kowalskiego - zbudował mnie karaoke napędzane słońcem!
Naukowiec spojrzał po kolei na wszystkich - W zasadzie mógłbym to zrobić... - nagle bardzo posmutniał i wyglądało jakby miał zaraz zacząć chlipać, gdy wybiegł z bazy.
- Co to było? - zapytał Rico.
- Mam zrozumieć, że on nie zrobi mnie karaoke... - zaczął ponownie król.
- A co, może ona miałaby to zbudować?! - krzyknął Skipper.
- W zasadzie mogłabym spróbować... - wtrąciła się Kolik - Tylko, że potrzebowałabym kilku rzeczy...
- Ja mam - odparł Rico, wyrzygał piłę łańcuchową i zaczął się psychopatycznie śmiać.
- Dosyć tego Rico! Możecie iść, ale zostaw te piłę! - powiedział szef, a psychopata odłożył sprzęt.
- To może ja i szef ogłosimy zebranie? - zaproponował Szeregowy.
- Dobry pomysł, żołnierzu - pochwalił lider - Do roboty! - wszyscy rozeszli się by wykonać swoje zadanie...

6. następstwa zmian

Następnego dnia to Kolik wstała pierwsza. Szeregowy też powoli zaczął się budzić, ale inni dalej spali.
- O! Dzień dobry. Jak minęła noc? - zapytała Kolik.
- A... co jakiś czas zasypiałem i znów się budziłem... - odparł Szeregowy podchodząc do ekspresu do kawy.
Chwilę później wstał Skipper, a Szeregowy podał mu napój.
- Dzień dobry żołnierze! - przywitał szef, a drużynowy szaleniec zaczął się budzić - Która to godzina?
- 8.30 - odpowiedziała Kolik
- A niech to. Zostało nam jeszcze pół godziny. Kowalski, opcje! - zawołał Skipper i wszyscy zorientowali się, że go ciągle jeszcze nie ma.
- Chyba zasnął bo nic nie słychać. - poinformował Szeregowy
- No to opcje dziś poda... Szeregowy! - zawołał Skipper.
- a więc jednorożce to zawsze... - zaczął, ale szef mu przerwał.
- E, no tak... Rico?
- Ka-boom! - zawołał i wyrzygał laskę dynamitu.
- Nie Rico! - szaleniec od razu posmutniał - Nie potrzeba nam demolki przed samym otwarciem zoo. No to może teraz... Kolik?
- E... może... - zastanowiła się na chwilkę - Nie wiem. Może obejrzymy wiadomości... - zaproponowała
- I to jest dobry pomysł - pochwalił, a następnie włączył telewizor.
- Witam państwa! Oto Max Kolanko i poranne wiadomości! - powiedział Max Kolanko - 2 dni temu zaginął rzadki lemur katta. Ostatni raz widziano go na Manhattanie. - Kolik patrzyła na to z otwartym dziobem. - Teraz inspektorzy szukają zwierza w pobliskim zoo. Dla państwa Max Kolanko z zoo w Central Parku! A teraz jak zwykle o 9.00 sport ze Skuterem Alwarens'em.
- Już dziewiąta? - zdziwił się Rico - Jakoś szybko.
Wszyscy wyskoczyli z bazy. Kowalski także już opuścił swą "krainę naukowego spełnienia" i wyszedł na zewnątrz.
- Witam wszystkich! - przywitał się naukowiec
- Kowalski, co ty tam robiłeś dłużej niż całą noc? - zapytał szef
- Noo... - nie dokończył, bo przeszedł obok nich jakiś mężczyzna z Julianem.
- Zostaw mnie! - wrzeszczał król - Czy ty wiesz kim ja jestem? Maurice!! - krzyczał, a gdy zobaczył Kolik dodał - Przecież to ona.
- No wiesz... - powiedziała Kolik obrażonym tonem.
- Spokojnie, oni chcą tylko zobaczyć czy przypadkiem nie masz pofarbowanej sierści - poinformował Kowalski.
- Co?! - krzyknął panicznie Julian.
- Moim zdaniem to dla niego już już wystarczy tych informacji - powiedział ciszej Skipper - No cóż... suszymy ząbki panowie... i Kolik. - Poprawił się
- Czyli, że mamy machać? - zapytała wesoło Kolik.
- No tak.. a co jest w tym takie zabawne? - zapytał szef.
- Nie no właściwie nie wiem dlaczego się śmiałam... - odparła i spoważniała.
Nagle znów obok nich przeszedł człowiek z Julianem, jednak tym razem król wyglądał jakby spał.
- Czyżby on zasnął? - zapytał z niedowierzaniem Szeregowy.
- Raczej jest pod narkozą... - odparł Kowalski, a Szeregowy z przerażeniem na niego spojrzał - Musiał się szamotać i żeby nikomu nie wyrządzono krzywdy to... ehh.. po prostu niedługo się obudzi..
Po chwili Rico zawołał - Nie ma dzieci - w prawdzie nie zauważyli nikogo wcześniej, ale zbyt zajęli się sprawą z Julianem.
- Może wcześniej zamknęli? - zaproponował Szeregowy.
- Ja też nikogo nie zauważyłem oprócz tych gości w marynarkach - dodał Skipper.
- A może to przez tą inspekcje postanowili dziś nie otwierać zoo - zaproponowała Kolik.
- No tak to by wyjaśniało... - podsumował szef po czym dodał - Kowalski, opcje!
- Można by zwołać zebranie i wszystkim to wyjaśnić, na przykład dziś po zamknięciu zoo.
- Dobry pomysł - pochwalił Skipper.
- Tak! A potem w coś zagramy! - zawołał Szeregowy.
- Nie. - rzekł Rico.
- Dokładnie! Nie pamiętacie już co było jak Marlenka zorganizowała ostatnio wieczór gier o mały włos nie straciliśmy z waszej winy telewizora, a Kowalski i lemury prawie zostali staranowani ciężarówką? - przypomniał Skipper. Szeregowy się zamyślił, a Kowalski z odrazą przypomniał sobie tamtą noc.
- Możemy po tym wszystkim sami sobie zagrać w grę, która nie jest hazardem. - zaproponował naukowiec.
- O, ja znam kilka fajnych gier! - zainteresowała się Kolik.
Skipper przez chwilę słuchał przytaknięć oddziału, po czym z udawanym smutkiem w głosie zapytał.
- To czyli nie chcecie dzisiaj zagrać... - zrobił dramatyczną pałzę, a potem zawołał - w łapaj bombe?! - cały oddział, oprócz zdezorientowanej Kolik i śmiejącego się Skippera zaczął panicznie biegać i krzyczeć, aż dostali plaskacza od szefa - Ogarnijcie się żołnierze, dziś gry karciane i planszowe, ale następnym razem...
Oddział lekko się uspokoił...

5. Pierwszy dzień w zoo

Chwilę później Kolik wróciła z Alice.
- Nie mam do was sił skąd wy się bierzecie? - Narzekała Alice.
Gdy Kolik była już prawowitym mieszkańcem zoo, do dyrektorki podszedł człowiek w garniturze, z zoo w Hoboken.
- Przepraszam - zaczął - Czy nie trafił tu może jakiś lemur albinos?
- Tak wczoraj się jakiś znalazł... - zaczęła Alice i odeszli.
- Masz jednak szczęście, że nie jesteś lemurem - powiedział Szeregowy do Kolik.
- Tak! Najwidoczniej Hoboken domaga się swoich ofiar w całości. Hoboken!!! - krzyczał Skipper.
- No... Szczęśliwy pech! - podsumowała Kolik.
Przez resztę dnia, Kolik próbowała się nauczyć tańczyć od Szeregowego.
- Lewa w tył, w przód, podskok, obrót. - instruował Szeregowy - Tak, dobrze... jeszcze raz.
- Fajnie! - ucieszyła się - teraz ja! - i zaczęła swój taniec nucąc jakąś melodię - Znasz to?
- Tak! - zawołał i dołączył się.
Kolik zaczęła już śpiewać, a Szeregowy też nucił. Po jakimś czasie dołączył się też Rico.
- Chodźcie, też się dołączcie - zaprosiła Kolik Skippera i Kowalskiego.
- Właśnie, Kowalski o ty mnie tego nauczyłeś - powiedział Szeregowy, a Kowalski wstał niechętnie.
- stereotypowo pingwiny nie tańczą dla zwiedzających. - zaczął naukowiec.
- A co robią? Oświećcie nas! - przerwał sarkastyczne szef - Jakbym nie był pingwinem...
- No to... zazwyczaj stoją, czy coś w tym stylu... - poddawał się Kowalski.
- Dziwny zwyczaj... - zakończyła Kolik.
Powoli ludzie zaczęli wychodzić już zoo.
- Przyjdźcie też jutro! - zawołała na koniec Kolik.
- Wiecie, że oni codziennie przychodzą? - zapytał Skipper.
- Wiem, ale wole ich zachęcić - odparła, a gdy już nikogo nie było dodała - Co to był za męczący dzień...
Zegar wybił 7pm, ostani goście (poganiani przez Alice) wychodzili z zoo. Szeregowy poszedł do bazy obejrzeć swój program, Rico coś zjeść, a Skipper po precle do parku, chociaż ruszył w inną stronę...
- Pójdę zobaczyć ten serial Szeregowego... - zaczęła Kolik.
- Szybko zmienisz zdanie - ostrzegł Kowalski, a Kolik w odpowiedzi się do niego uśmiechnęła. On sam, po krótkiej chwili udał się do laboratorium, a po drodze usłyszał Kolik.
- Mam za słabe nerwy do tych kucyków! Od razu widać gdzie jest zamek! - na jej słowa Rico wydał z siebie skrzekliwe "aha".
Chwilę później Skipper wpadł do bazy z preclem w skrzydle.
- Koniec tych tęcz żołnierzu! Za chwilę rozpoczyna się całonocny maraton Gołe Klaty Ninia Solo 2!
- Tak!! - zawołał Rico i porwał się z miejsca.
Szeregowy natomiast, na początku był trochę smutny, ale gdy cisze przewał ryk telewizora oznaczający początek maratonu, na jego dziobie pojawił się uśmiech. Kolik się on za to nie spodobał. Wszyscy trzej byli tak pochłonięci tą przemocą, że nie zauważyli braku Kowalskiego. Kolik chciała go nawet poinformować o tym serialu godnym Oscara, ale możliwość kolejnego wybuchu jej się nie uśmiechała.
- To ja pójdę do Marlenki... - zaczęła, ale że nikt nie zwrócił na nią uwagi od razu poszła.
- Witaj Marlrenko! - zaczęła Kolik - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale przychodzę teraz bo oni zaczęli oglądać jakiś maraton...
- Hej! - również się przywitała - Ostatnim razem jak jakiś oglądali to był problem z Leonardem..
- A co się stało? - dopytywała dziewczyna.
- On jest koalą i śpi cały dzień... No i zaczął lunatykować, że jest ninja... - odpowiedziała wydra.
- Aha...
Przez polowe nocy Kolik i Marlenka rozmawiały w najlepsze, ale gdy Kolik miała już zamiar się pożegnać. Marlenka ją jednak wyprzedziła.
- Wiesz widziałam tą waszą "szkolę tańca" zawsze tylko Szeregowy tańczy.
- A no tak... Tak się chciałam najpierw nauczyć coś od niego, a potem tak jakoś prawie wszyscy zaczęli... - Odpowiedziała Kolik.
- Ciekawe... - zastanowiła się Marlenka.
- Wiesz, muszę już iść.... Dobranoc Marlenko... - pożegnała się Kolik i wyszła.
W bazie ogólnie było cicho, nie licząc telewizora... Skipper, Rico i Szeregowy już prawie pozasypiali. Kolik podeszła do pożyczonej pryczy i zasnęła.

4. Poranek

Następnego dnia bardzo głośny „budzik” zadzwonił przed wschodem słońca, akurat by zdążyć na ryk „zefa przyrody”. Skipper, Rico, Kowalski i Szeregowy od razu wstali wypoczęci, a przestraszona Kolik spadła na podłogę.
- No, nie jesteś jeszcze w oddziale więc nie musisz robić rozgrzewki, ale jak chcesz... to możesz nie robić pompek... - zaczął Skipper
- Co? - Kolik wstała – Jakich pompek?! I dlaczego wy tak wcześnie wstajecie?
- Na rozgrzewkę i poranne ćwiczenia – odpowiedział Szeregowy
Wszyscy, łącznie z zdezorientowaną Kolik na końcu, wyszli na wysepkę.
- 50 skłonów - zarządził Skipper, i wszyscy łącznie z Kolik, zaczęli wykonywać ćwiczenia. Następnie były brzuszki, pompki, bieg i pływanie. Kolik była tak zmęczona, że aż usiadła.
- Czy wy t-tak robicie codziennie? - zapytała
- Nie - odparł Rico, a Kolik się lekko uśmiechnęła.
Nagle usłyszeli krzyk Juliana
- To u lemurów - zarekomendował Skipper
- Myślicie, że też powinnam iść? - zapytała Kolik
- Tak, jak idziemy to zespołem - odpowiedział
Wszyscy oprócz Kolik popędzili "stylem brzusznym", a Kolik za nimi pobiegła. Kowalski zauważył to i zawrócił.
- Wiesz, żeby się miej męczyć to się ślizgamy - powiedział
- Wiem... - zaczęła - próbowałam wczoraj ale mi nie wyszło. Nie potrafię tego zrozumieć...
- musisz to zrobić jakby z rozpędu - powiedział i zademonstrował
Kolik spróbowała jeszcze raz i... udało jej się.
- Ha ha! No teraz to czuję się bardziej pingwinem - zawołała wesoło - Dzięki za wszystko.
- Ale za co? - zapytał
- No za tą całą pomyłkę z DNAprzekierowywatorem, cieszę się z tego teraz - odpowiedziała. Niespodziewanie dotarli do królestwa lemurów i krzyk Juliana znowu się nasilił.
- Co się stało, Ogoniasty? - zapytał Skipper
- Co? a to wy... Najpierw zgubiłem Morta, potem Maurica i teraz Kolik zginęła... buuuu! - jęczał król
- Myślałam, że mu powiedziałeś - powiedziała Kolik do Kowalskiego
- No poszedł zaraz po zakończeniu transformacji, wołając cie - odpowiedział
Julian na chwilę przestał jęczeć i się zamyślił, co jest nieczęstym widokiem. Po trudach związanych z myśleniem powiedział
- Zaraz....... co? Jak to: wołając cię?
Skipper, Szeregowy i Rico powoli zaczęli się wycofywać z rozmowy.
- Widzisz... zaraz potem gdy z maszyny wyszła ona - wskazał na Kolik - to ty już uciekłeś wołając Kolik, a ona - znów wskazał na Kolik, co zaczęło ja już powoli bawić - to jest ciągle Kolik tylko, żee...
- Niechcący - przerwała Kolik - włączyłam DNAprzekierowywator i zamieniłam się w pingwina...
- Czyli jak już mówiłem to jest ciągle Kolik. A Maurica i Morta widziałem jak już szli w tą stronę - zakończył Kowalski i prawie w tym samym czasie przyszli wierni poddani Juliana.
- Bylibyśmy wcześniej, ale zatrzymali nas Menson i Edek - powiedział Maurice
- Idźcie - zaczął Julian do pingwinów - muszę to przemyśleć... Maurice...
- Wiesz myślałam, że to jakiś zaszczyt być królową lemurów, ale teraz... mam nadzieję, że Julian nie będzie trzymał się tego pomysłu.. - powiedziała Kolik
- Nie martw się Julian pewnie o wszystkim zapomni - pocieszył Kowalski
- Mam nadzieję...
Nagle dzwon wybił godzinę 9.00.
- Aaa! Zoo już otwarte! - krzyknął Kowalski
- Nie jestem zapisana - powiedziała Kolik - zaraz wracam! - zawołała i popędziła w stronę administracji. Kowalski nic już nie zdążył zrobić, bo do wybiegu podeszły dzieci...

3. Nowa znajomość

Kolik nie chciała na razie pokazywać się Julianowi, więc poszła w inną stronę i doszła do Marlenki.
- Cześć, jest tu kto? – zapytała przy wejściu
- Tak, proszę! – usłyszała w odpowiedzi, a gdy Kolik weszła i Marlenka ją zobaczyła dodała – Cześć. Ja… znaczy widzę, że jesteś nowa… Jestem Marlenka. Wiem, że pingwiny przyprowadziły dziś rano jakąś lemurzyce, ale o pingwinie nic nie wiem.
- No tak wiem, to ja… To jest jestem Kolik i to ja byłam też rano – odpowiedziała Kolik, po czym opowiedziała jej całe zdarzenie – … No i jest 0% szans że da się to odwrócić.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po nich czegoś takiego… – powiedziała Marlenka.
- Wiesz Marlenko, chyba muszę już iść. Spotkamy się jutro. Do zobaczenia – powiedziała Kolik
- Na razie – odpowiedziała Marlenka i Kolik wyszła
Gdy Kolik doszła na przywitanie powiedziała – Wiecie, przepraszam was za wszystko… Wy daliście mi nowy dom, nowe życie, co prawda to drugie było bez mojej zgody, ale teraz się z tego ciesze… dziękuję wam.
Kowalski chciał coś odpowiedzieć, ale zaniemówił, po krótkiej chwili Skipper powiedział:
- Nie ma sprawy! Inni też nas nie rozumieją. A tak w temacie oddziału, to za kilka dni się przekonamy czy zasługujesz by w nim być.
- Fajnie.. – odpowiedziała Kolik.
Kowalski nadal nie mógł nic powiedzieć więc zaczął udawać, że coś tworzy, a korzystając z okazji Rico zawołał „Ryba!” i zabrał się do robienia kolacji – sushi. Gdy już wszystko było gotowe Kolik nie za bardzo podobał się taki scenariusz.
- A może mogłabym jakiś owoc, bo jak byłam lemurem… to nie przepadałam za rybami…
Tym razem Kowalski się odezwał – nie przejmuj się DNAprzekierowywator nie tylko zmienił twój wygląd, ale także cechy charakteru – wszyscy się na niego ze zdziwieniem popatrzyli – znaczy jako pingwin na pewno polubisz ryby…
- No dobra, trzeba spróbować – niepewnie zjadła jedną porcję – mmm… Dobre!
Po kolacji…
- dobrze! Jako że oddział musi wyć wypoczęty wprowadzam sekwencję światła gasną! – zakomędował Skipper
- A gdzie ja będę spać? – zapytała Kolik
- Kowalski się poświęcił i powiedział, że będzie spać w pracowni. – powiedział Szeregowy. w tym samym czasie Kowalski wszedł do pokoju. Kolik chciała powiedzieć „DZIĘKUJĘ”, czy coś w tym stylu, ale stwierdziła, że przez drzwi by jej nie usłyszał.
W nocy Kowalski analizował sobie to wszystko co uczynił tworząca DNAprzekierowywator i zdał sobie, że tam były zapisane jego wizje. A w przypadku Kolik i jej pierwotnego wyglądu maszyna wybrała „samica/pingwin/(b.)ładny”.
- Czyli, że ona… – zasnął.