wtorek, 14 kwietnia 2015

35. odrzucona propozycja

Następny dzień ***
Poranek bardzo wyjątkowo się dłużył. Bitwa skończyła się po północy i reszta żołnierzy musiała się jeszcze przenieść do oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów budynku awaryjnego. Kilku z nich umarło podczas drogi, z powodu zbyt poważnych uszkodzeń. A inni już ledwo się trzymali...
Dzień przyniósł jeszcze kolejne nowości...
- Uczcijmy minutą ciszy, pamięć o naszych poległych, wspaniałych żołnierzach... - powiedziała Lisa i wszyscy zamarli bez słowa.
Nawet wiatr zdawał się ustać. Słychać było tylko uderzenia serc...
- Przegrało wielu z waszych drużyn, a dla naszej jednostki najpoważniejszą stratą będzie śmierć generała Cena... - ciągnęła Lisa. - Dzięki wam mieliśmy jednak szansę to wygrać, za co niezmiernie, z całego serca wam dziękujemy. Mamy nadzieję, że choć w niewielkim stopniu wynagrodzą to wam nasze podarunki, które będą na was czekać w waszych domach...
Wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić, a Lisa podeszłą jeszcze do Skippera.
- Przykro mi... - powiedział.
Pingwinka milczała, a po chwili podszedł do nich Kowalski. Naukowiec był przepasany jeszcze nie dawno, białym bandażem, który zaczął już zmieniać barwę.
- Szefie, nie długo będziemy musieli już się zbierać.. - oznajmił.
- Tak, Kowalski - przytaknął lider.
- Ja właśnie w tej sprawie chciałam - powiedziała Lisa. - Pamiętasz jeszcze swój wynik? - zapytała i dostała odpowiedź potaknięciem. - W imieniu jednostki centralnej, chciałam się spytać czy nie zechciałbyś zostać w naszej jednostce i przenieść się do Londynu?
Skipper otworzył szerzej oczy.
- Ja? Teraz?
- Tak - odparła pingwinka z uśmiechem.
- Szef chce zostać?! - zapytał ze smutkiem Teodor..
- Sze-Szeregowy... - zaczął szef. - Liso, gdybym dostał taką propozycję dziesięć lat temu, bez zwłoki bym się zgodził... Ale po tym co przeżyłem z nimi - spojrzał na swój oddział. - Za nic bym tego nie zmienił...
Po jego słowach Szeregowy podszedł do niego i go przytulił. Potem, żeby był 'grupowy przytulas' dołączyli do pozostali... Tylko Kolik stałą dalej z boku. Lider spojrzał na nią i rzekł.
- Ty też już należysz do naszej drużyny.
Pingwinka uśmiechnęła się promiennie i przytuliła przełożonego.
- Dobrze... - powiedziała cicho Lisa. - Za półgodziny macie pociąg jadący do Nowego Jorku.
Skipper skinął głową i poszli w stronę wyjścia.
***
- Mauriiiiceeeeee!!! - wrzasnął Julian.
- Tak wasza wysokość? - zapytał palczak.
- Gdzie som te głupie ptaki, nieloty? - westchnął władca.
- Przecież wyjechali jakiś czas temu - odparł.
- No alem nie ma ich już sześc miesiency i ma osoba zaczyna siem już nudzić, bom nie mogem kogo odwiedzać... - żalił się.
- Ale wyjechali zaledwie dwa tygodnie temu - odparł Maurice. - A z tego co słyszałem od Marleny mają niedługo wracać.
- Na serio? - zdziwił się. - Maurice, to trzeba im urządzić przyjęcie!! - zawołał wesoło.

- Królu, nie jestem pewien, czy oni się z tego ucieszą...
- Ależ Maurice, ty nierozumny, oczywiście, ze siem ucieszom z mej imprezki! - odparł i zeskoczył z tronu. - Mort! Znajdź mnie jakieś dekoorazje imprezkowo-przyjenciowo-niespodziankowe!
- Tak jest mój królu! - zawołał lemurek i pobiegł za chopsalnie.
Przed wybiegiem przeszłą Alice z klatką.
- Widzisz Maurice? Ta baba też chce im zrobić niespodzianke i będzie pierwsza!! - zawołał zezłoszczony.
- Raczej ona idzie w inną stronę... - powiedział Maurice drapiąc się w głowę. - I nie sądzę, żeby im ktoś robił niespodziankę...
- Co to za gusła koncepcjonuje twój mały móżdżek? - skrzywił się Julian. - My im zrobimy party! - zawołał i w tym momencie przyszedł Mort z dwoma pudłami. Król wziął jedno i zawołał: - Chodź Morteuszu, idziemy stworzyć niepodzianke tym gburom we frakach i tej kelnerce! - zawołał i wraz z Mortem wyskoczyli z wybiegu.
Maurice westchnął i poszedł za nimi.

1 komentarz: