Następny dzień ***
Poranek bardzo wyjątkowo się dłużył. Bitwa
skończyła się po północy i reszta żołnierzy musiała się jeszcze
przenieść do oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów budynku awaryjnego.
Kilku z nich umarło podczas drogi, z powodu zbyt poważnych uszkodzeń. A
inni już ledwo się trzymali...
Dzień przyniósł jeszcze kolejne nowości...
- Uczcijmy minutą ciszy, pamięć o naszych poległych, wspaniałych żołnierzach... - powiedziała Lisa i wszyscy zamarli bez słowa.
Nawet wiatr zdawał się ustać. Słychać było tylko uderzenia serc...
-
Przegrało wielu z waszych drużyn, a dla naszej jednostki
najpoważniejszą stratą będzie śmierć generała Cena... - ciągnęła Lisa. -
Dzięki wam mieliśmy jednak szansę to wygrać, za co niezmiernie, z
całego serca wam dziękujemy. Mamy nadzieję, że choć w niewielkim stopniu
wynagrodzą to wam nasze podarunki, które będą na was czekać w waszych
domach...
Wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić, a Lisa podeszłą jeszcze do Skippera.
- Przykro mi... - powiedział.
Pingwinka
milczała, a po chwili podszedł do nich Kowalski. Naukowiec był
przepasany jeszcze nie dawno, białym bandażem, który zaczął już zmieniać
barwę.
- Szefie, nie długo będziemy musieli już się zbierać.. - oznajmił.
- Tak, Kowalski - przytaknął lider.
-
Ja właśnie w tej sprawie chciałam - powiedziała Lisa. - Pamiętasz
jeszcze swój wynik? - zapytała i dostała odpowiedź potaknięciem. - W
imieniu jednostki centralnej, chciałam się spytać czy nie zechciałbyś
zostać w naszej jednostce i przenieść się do Londynu?
Skipper otworzył szerzej oczy.
- Ja? Teraz?
- Tak - odparła pingwinka z uśmiechem.
- Szef chce zostać?! - zapytał ze smutkiem Teodor..
-
Sze-Szeregowy... - zaczął szef. - Liso, gdybym dostał taką propozycję
dziesięć lat temu, bez zwłoki bym się zgodził... Ale po tym co przeżyłem
z nimi - spojrzał na swój oddział. - Za nic bym tego nie zmienił...
Po
jego słowach Szeregowy podszedł do niego i go przytulił. Potem, żeby
był 'grupowy przytulas' dołączyli do pozostali... Tylko Kolik stałą
dalej z boku. Lider spojrzał na nią i rzekł.
- Ty też już należysz do naszej drużyny.
Pingwinka uśmiechnęła się promiennie i przytuliła przełożonego.
- Dobrze... - powiedziała cicho Lisa. - Za półgodziny macie pociąg jadący do Nowego Jorku.
Skipper skinął głową i poszli w stronę wyjścia.
***
- Mauriiiiceeeeee!!! - wrzasnął Julian.
- Tak wasza wysokość? - zapytał palczak.
- Gdzie som te głupie ptaki, nieloty? - westchnął władca.
- Przecież wyjechali jakiś czas temu - odparł.
- No alem nie ma ich już sześc miesiency i ma osoba zaczyna siem już nudzić, bom nie mogem kogo odwiedzać... - żalił się.
- Ale wyjechali zaledwie dwa tygodnie temu - odparł Maurice. - A z tego co słyszałem od Marleny mają niedługo wracać.
- Na serio? - zdziwił się. - Maurice, to trzeba im urządzić przyjęcie!! - zawołał wesoło.
- Królu, nie jestem pewien, czy oni się z tego ucieszą...
-
Ależ Maurice, ty nierozumny, oczywiście, ze siem ucieszom z mej
imprezki! - odparł i zeskoczył z tronu. - Mort! Znajdź mnie jakieś
dekoorazje imprezkowo-przyjenciowo-niespodziankowe!
- Tak jest mój królu! - zawołał lemurek i pobiegł za chopsalnie.
Przed wybiegiem przeszłą Alice z klatką.
- Widzisz Maurice? Ta baba też chce im zrobić niespodzianke i będzie pierwsza!! - zawołał zezłoszczony.
- Raczej ona idzie w inną stronę... - powiedział Maurice drapiąc się w głowę. - I nie sądzę, żeby im ktoś robił niespodziankę...
-
Co to za gusła koncepcjonuje twój mały móżdżek? - skrzywił się Julian. -
My im zrobimy party! - zawołał i w tym momencie przyszedł Mort z dwoma
pudłami. Król wziął jedno i zawołał: - Chodź Morteuszu, idziemy stworzyć
niepodzianke tym gburom we frakach i tej kelnerce! - zawołał i wraz z
Mortem wyskoczyli z wybiegu.
Maurice westchnął i poszedł za nimi.
Oooo julek jestes super
OdpowiedzUsuń