wtorek, 14 kwietnia 2015

36 Nie ma jak w domu

Pociąg przyjechał z pięciominutowym opóźnieniem, przez co komandosi spóźnili się na metro i mieli dwa wyjścia: czekać lub iść.
- No to spacerkiem do zoo oddziale - oznajmił Skipper.
- Szef mówi poważnie? - zdziwiła się Kornelia. - Przecież Teodor jest ranny - pokazała ruchem skrzydeł na pinginka.
- To nic takiego - odparł młody.
- No to Kowalski... - nalegała dziewczyna.
- No to co teraz? - westchnął lider.
- Proponuję poczekać - oznajmiła i usiadła na ławce w kącie sali.
- Na co? - zapytał szef. - Następne metro będzie za godzinę...
- Tu? Takie odstępy czasowe? - zdziwiła się.
Komandos wzruszył ramionami.
- O mam pomysł! - pisnęła Kolik i szepnęła coś Rico na ucho.
Psychopata wyrzygał krótkofalówkę. Pingwinka odebrała radyjko i zaczęła wciskać przyciski.
- Przecież tylko my mamy dostęp na te fale - przypomniał Kowalski.
- Wiem - mruknęła Kolik i zaczęła słuchać.
- To może zagramy w jakąś grę w międzyczasie? - zaproponował Szeregowy z uśmiechem.
Skipper popatrzył przez chwilę na niego i się zamyślił. Po chwili działania rozbrajającej miny komandosa zgodzili się na znaną grę dla wszystkich... makao.
- Kornelio, grasz z nami? - zapytał naukowiec, kiedy Rico już rozdał karty.
Pingwinka zaprzeczyła ruchem głowy i na jej dziobie zagościł uśmiech.
- Halo? - powiedziała do urządzenia. Najwidoczniej nic się nie stało, bo zaczęła się wspinać na oparcie ławki. - Halo...? Haaloo! - zawołała.
- To bez znaczenia, Kornelio, i tak już czekamy... - przypomniał Skipper.
- Marlenka? - zapytała pingwinka do słuchawki.
Ze słuchawki doszły jakieś szumy i czyjś oddech. Kornelia otworzyła szerzej oczy i cicho powtórzyła pytanie halo. Odsunęła od ucha krótkofalówkę i powoli wróciła do przyjaciół.
- I jak twoja rozmowa? - zapytał zaciekawiony lider.
- Roo-rozmowa... - powtórzyła łamiącym się głosem dziewczyna.
- Wszystko dobrze? - zapytał przejęty Teodor.
Pingwinka lekko pokręciła głową.
- Słyszałam czyjś oddech... - szepnęła.
- To był najprawdopodobniej twój oddech, który przeszedł przez słuchawkę - powiedział Kowalski.
- Nie... - szepnęła Kolik. - Ktoś u nas jest...
- To niedorzeczne - powiedział Skipper.
- Na pewno? - zapytała samiczka.
- Yhym... - mruknął szef. - Makao.
Dochodziła godzina dwudziesta druga i na stacji zasnęły światła, co poskutkowało krzykiem Korneli. Została tylko jedna lampka i fotokomórka. Po dziesięciu minutach w tunelu pojawiło się światło. Nadjeżdżało metro.
Pingwiny wstały i pozbierały karty. Gdy drzwi się otworzyły, komandosi weszli do środka i usiedli.
Zaciemniony przedział sprawiał wrażenie opuszczonego lub goszczącego jakieś duchy...
- Czy dla dwóch różnych planet - zaczęła cicho śpiewać pingwinka. - Co kręcą się wciąż...
- Co robisz? - zdziwił się Skipper.
- Próbuję zapomnieć, że jest noc i jedziemy sami metrem - odparła.
- Tak... - zgodził się lider. - W sumie to dobry pomysł...
- Jest przewidziane... Spotkanie... - zaczęła ponownie, ale tym razem ciszej, przez co piosenka zdawała się bardziej mroczna. - Czy sięgną... swych rąk...
- Ja już chyba wolałbym iść pieszo, niż jechać opuszczonym metrem ze śpiewającą Kolik - jęknął Szeregowy.
- Okej... - szepnęła pingwinka i wyjrzała w stronę przejścia pomiędzy przedziałami.
Powoli wszyscy zaczęli zasypiać i cisze przerywało już tylko pochrapywanie Rico. Metro trochę podskoczyło i rozniósł się wrzask Korneli.
- Matko, tam ktoś jest!!! - wrzasnęła i uczepiła się skrzydłami siedzącego obok Kowalskiego.
- Co?! - zapytał panicznie Teodor i zakrył oczy skrzydłami.
Skipper i Rico wyjrzeli na przejście. Psychopata wyraźnie się zasmucił, niczego nie zauważając.
- Kornelio, czemu wprowadzacie zamęt w jednostce? - zapytał Skipper i spojrzawszy na pingwinke dodał. - I przestańcie mi dusić żołnierza.
Kolik rozluźniła uścisk i cicho przeprosiła zipiącego pingwina. Wstała i ponownie wyjrzała. Znowu pisnęła, ale tym razem powstrzymała się od "przytulania".
- Szefie, ale tam naprawdę ktoś jest... - powiedziała cicho.
- A mało to człowieków jeździ metrem? - zapytał retorycznie lider, a pingwinka w zamyśleniu pokiwała główką.
- Szefie - wtrącił Szeregowy. - Za chwilę nasz przystanek.
- Dzięki za informacje - odparł sarkastycznie Skipper. - No bo gdyby nie to, całą noc byśmy słuchali krzyków...
Kolik uśmiechnęła się słabo i zeskoczyła z siedzenia. Ponownie zrobiła reszta oddziału.Po chwili drzwi się otworzyły. Komandosi wyskoczyli z metra.
- Widzicie, Kornelio, nikt tu oprócz nas nie jechał - rzekł Skipper.
- Całe szczęście... - ucieszyła się pingwinka i spojrzała w stronę fana kucyków. - Teodor?
Pingwinek stał odwrócony i machał z uśmiechem do wychodzącego z pojazdu mężczyzny. Wszyscy spojrzeli w jego stronę i zamarli. Człowiek odmachał, ale na jego twarzy nie pojawił się uśmiech, jak to bywa w reakcji na Szeregowego. Miał bladą twarz, a na niej nie widniały ani usta, ani nos, ani oczy. Mężczyzna wyszedł ze stacji.
- To... to... - zaczęła się jąkać Kolik i zemdlała.
***
- Co tu się dzieje? - zapytał Skipper gdy razem z Rico weszli do bazy i potknęli się o jakiś karton.
Światło się zapaliło.
- Niespo... - zaczęła Marlenka, ale Julian wyskoczył i przewracając ją zawołał.
- Niespodziankaa!!
- Ogoniasty?! - zapytał szef.
- Hahaha! - zaśmiał się lemur. - Sonsiedzie jak jam ciem dawno nie widział! - powiedział i objął komandosa.
- Co? - zapytał lider wysunąwszy się z uścisku, a Julian usiadł pod ścianą.
- Julian postanowił wam zrobić przyjęcie niespodziankę - wyjaśniła wydra.
- Ee... dzięki, Ogoniasty - powiedział Skipper.
- Niema sprawy - odparł lemur i dopadła go czkawka.
- A temu co? - zapytał Skipper i do bazy weszli Szeregowy, Kowalski.
- O przyjęcie! - ucieszył się Teodorl.
- Witajcie w domu! - zawołała jeszcze raz Marlenka i przytuliła wszystkich po kolei.
- DOM!! - zawołała Kolik gdy weszła i "przytuliła" ścianę.
- Kornelia! - ucieszyła się Marlena.
Julian wstał i zaczął mówić:
- W zwianzku z tym, iż ja - wasz król Julian, jestem tak wspaniałomyślny i przygotowałem byłem to przyjencie witalne w domu... Sondzem iż przydałoby siem jakieś podzsienkowanko dla szefa - powiedział lemur.
- Dziękujemy Julianie - powiedział Teodor z uśmiechem.
- No dobrzem na razie starczy... - odparł monarcha. - Maurice! Polej mnie jeszcze tego soku!
Palczak podszedł do Juliana.
- Ale królu drogi, to nie jest sok...
- Jak nie jak smakuje winogronem? - oburzył się. - A teraz Maurice...
Maurice westchnął i nalał trochę Julkowi. Skipper poszedł za Maurice'm i przywołał Kowalskiego ruchem skrzydła.
- Kowalski, analiza.
- To jest... chyba... tak... wino, szefie - odparł naukowiec.
- Maurice, skąd ty na orke, masz wino? - zawołał lekko zdenerwowany szef.
- Ehhh.. Julian już wspominał, że przygotował to przyjęcie, nie? - Skipper przytaknął ruchem głowy. - No właśnie, wiem tyle co tyt...
- Marlenko - zaczęła niepewnie pingwinka. - Byłaś może dzisiaj w garażu?
Wydra spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Nie...
Kornelia pobladła.
- Co się stało? - zapytała wydra.
- Wcześniej próbowałam się połączyć, krótkofalówką, z odbiornikiem w samochodzie... Słyszałam kogoś... - dodała szeptem.
- Na pewno to było ten... powietrze - powiedziała uspokajająco Marlenka.
Kornelia zaprzeczyła ruchem głowy.
- Wiesz, chyba widziałam kogoś jak tam przechodził... - powiedziała zamyślona wydra.
Nagle obok pojawił się Skipper.
- Kto chodził? - wtrącił.
- No mówię, że kogoś do nas dowieźli - zaczęła tłumaczyć Marlenka. - Chyba wczoraj... Chciałam ją przywitać, ale schowała się gdzieś na wybiegu... Przez jakiś czas myślałam, że to pingwin, ale...
- Czarno-biały, tak? - dziewczyna kiwnęła głową. - Hans!!
- Ale szef wie, że gdyby to był on to już by dawno nas zaatakował... - dodał Kowalski.
- A skąd wiesz? - zapytał podejrzliwie lider. - Może się chowa? Może chciał nam zabrać nasz pojazd? Może nas zaatakuje w nocy?!
- W sumie... w sumie to jest bardzo prawdopodobne... - zastanowił się strateg.
- Marlenko, gdzie jest cel? - zapytał szef.
Dziewczyna założyła ręce i spojrzała ze złością na komandosa.
- Marlenko, gdzie jest nasz nowy mieszkaniec zoo? - poprawiła się głębokim głosem.
Wydra przez chwilę się w niego wpatrywała rozmarzonym wzrokiem i po chwili wróciła i łapkami zaczęła wskazywać jakiś kierunek. Skipper i Kowalski, a za nimi Kolik, wyszli z bazy na wysepkę. Lider "skanował" otoczenie przez lornetkę. Ze środka dało się słychać (bardzo) wysokie:
- Mooooort!! Niee tykaj stopyyy!!!! - zawołał Julian.
- Kowalski - rzekł Skipper i podał strategowi lornetkę.
Pingwin przez chwilę się przyglądał i w końcu zrezygnowany zapytał:
- Kornelio?
Pingwinka ze zdziwieniem odebrała lornetkę.
- Maskonur, szefie - przeczytała. - Jesteś krótkowidzem? - zapytała naukowca ze zdziwieniem?
Kowalski wzruszył ramionami.
- Dobrze, oddziale - zaczął Skipper. - Skoro ten ktoś jeszcze się nie wkradł to raczej nie zrobi tego i dzisiejszej nocy. Jutro z samego rana to sprawdzimy! - oznajmił i wskoczył do bazy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz