wtorek, 14 kwietnia 2015

37. na pewno wróg?

Pięcioosobowa grupa pingwinich komandosów właśnie miała pobudkę, urządzoną przez ich szefa, Skippera. Ptaki, przed otwarciem zoo, cicho opuściły teren parku [zoologicznego] i udały się nad staw do… Parku… Na początek był jeszcze nie spotykany w tej jednostce berek. Taki najzwyklejszy berek w jaki bawią się dzieci na podwórkach [a przynajmniej bawiły, bo weszliśmy w epokę komputerów]. Ale nie ganiali się jak dzieci – przez lata treningów żołnierze nabrali dobrej wprawy w bieganiu i wszystko szło dwa razy szybciej… no prawie… na początku… Kornelia, mimo niedługiej pracy jako komandos też radziła sobie nie najgorzej, dzięki „poprzedniemu życiu” w ciele lemura. Pierwotna „zabawa” zaczęła przybierać kształt wymuszonej gry na zmęczonych dzieciach, a gdy już wszyscy padali, lider zarządził kolejny bieg i pływanie. Po krótkim odpoczynku zaczęła się prawdziwa rozgrzewka. Płaskogłowy nielot coraz to wymyślała nowe, trudniejsze ćwiczenia. Po półgodzinnym treningu…
- Koniec panowie! – obwieściła wesoło Skipper, choć i tak był strasznie zmęczony. Zaczął głęboko oddychać.
Kolik podniosła trochę drżące skrzydło, by o sobie przypomnieć [żeby po pięciu miesiącach nie pamiętać, że do oddziału dołączyła dziewczyna?], ale zrezygnowała i poczłapała w stronę jeziora.
- A która to godzina? – zapytał (po odpoczynku) Szeregowy.
Rico jak na zawołanie wyrzygał zegarek o wyglądzie czasomierza i ochrypłym głosem odparł:
- Siódma.
- No to idealnie! – powiedział szef składając lotki. – Wracamy drużyno! – oznajmił i po chwili dodał: - I Kornelio.
- Już by się obeszło... - mruknęła i pomaszerowała za szefem.
- No to jakie plany mamy na teraz w planach? Co Kowalski? - zapytał Skipper gdy dochodzili do zoo.
- Sprawdzamy nowego lokatora - odparł pingwin.
- A co szef taki wesoły? - wtrąciła Kolik.
Skipper zatrzymał się i odwrócił do dziewczyny.
- A dlatego, Kornelio, że zaczął się piękny dzień i dobrze go zaczęliśmy - odparł.
- Zimo jest... - dodała pingwinka wzruszając ramionami i lekko się uśmiechając.
- Lekki mrozik nie przeszkodzi pingwinowi - powiedział Skipper i znowu ruszył do przodu.
*[w zoo]
- Kowalski, analiza tej tablicy! - zarządził Skipper wskazując skrzydłem tabliczkę przy wybiegu.
- To jest maskonur, szefie - odparł pytany.
- Dobrze, teraz trzeba powoli, zaplanować plan działania - oznajmił lider. - Rico, idziecie z prawej strony i sprawdzacie teren! Szeregowy, pilnujecie czy Alice nie nadchodzi. Kowalski...!
- Szefie proszę... - jęknęła Kolik. - Jak się tak boicie to sama ją odwiedzę... - powiedziała i wskoczyła na mur wybiegu.
- Kornelio! - zawołał Skipper. - Tu trzeba planu i głowy!
- Niech szef się nie martwi, jak coś to będę krzyczeć - powiedziała z uśmiechem i wskoczyła na wybieg.
Nie było to miejsce za bardzo zagospodarowane, ale przy wejściu do jaskini [która bardzo przypominała tą u Marleny] stało kartonowe pudło. Pingwinka powoli podeszła do "drzwi". W środku był zakręt, więc nic nie było widać, poza poświatą na ścianie. Kolik weszła do środka i przyłożyła do ściany skrzydło z zamiarem zapukania, ale zdała sobie sprawę, że to nie drzwi i zawołała:
- Halo!? Jest tu ktoś może...?
Kontem oka ujrzała swoich kolegów z "pracy", którzy wyglądali zza ogrodzenia i pokręciła tylko głową.
- Tak... tak.. - usłyszała i aż podskoczyła. - proszę...
Mimo wyraźnych zakazów ze strony Skippera, Kowalskiego i Teodora, Kolik weszła, a jej oczom ukazał się przestronny, przytulny pokoik.
- Cześć, jestem Katrin - przedstawiła się.
Katrin była trochę wyższa od Kolik. Miała zielone oczy i długie włosy [?] związane w koński ogon.
- Ja Kornelia... - odparła pingwinka.
- Długo tu jesteś? - zapytała Katrin. - W zoo... - dodała.
- Pół roku... A ty skąd jesteś?
- Z Kanady - odparła. - Chciałabyś może herbaty? Wczoraj rano przyjechałam, ale dopiero wypakowałam kilka rzeczy... - powiedziała Katrin.
- Nie, dziękuję... chciałam się tylko przywitać, to znaczy chcieliśmy, ale...
- Jest ktoś jeszcze? - zapytała ucieszona Katrin.
- Tak, moi znajomi... Rico, Teodor, Kowalski i Ski... - zaczęła Kornelia, ale do pokoju wszedł szef.
- Kornelio - powiedział zakładając skrzydła.
- A oto i oni -powiedziała szybko Kolik i podeszła wyciągając skrzydło w stronę Katrin, tamta też podała swoje i pingwinka zaczęła nim energicznie potrząsać. - Bardzo miło było cię poznać Katrin. Niestety ja już muszę iść. Zobaczymy się później.
W końcu puściła skrzydło dziewczyny, odwróciła się i szybkim krokiem poszła przed siebie po drodze wpadając na naukowca.
- Przepraszam, za kłopot - powiedział Skipper i też wyszedł.
- Szeregowy - oznajmił Teodor podając skrzydło Katnin, a ta niepewnie je uścisnęła obawiając się, że wszyscy mają podobny zwyczaj jak Kornelia.
- Katrin - odparła z uśmiechem.
- Lubisz słodko-rożce? - zapytał.
- Te kucyki w serialu? - upewniła się, a gdy dostała potwierdzenie z uśmiechem rzekła: - No pewnie! Jak tylko mogę to to oglądam! I zbieram ten magazyn.

- Naprawdę?! - Szeregowy był w niebo wzięty.

- Tak, następnym razem ci wszystkie pokarzę - obiecała Katrin i odprowadziła pingwinka do wyjścia.
Na zewnątrz, na Teodora czekał Rico, w razie gdyby potrzebował pomocy, bo przecież nowy mieszkaniec może być szpiegiem Bulgota lub kogoś jeszcze innego...
Gdy zobaczył Katrin, która lekko do niego pomachała znieruchomiał patrząc w jej stronę. Maskonurka [?] jeszcze rozmawiała zTeodorem na temat ostatniego odcinka [więc nie ma sensu więcej pisać jak wyglądał nasz psychopata ;) ]. W końcu wróciła do siebie, a Szeregowy sprawił, że Rico 'wrócił'. A następnie oboje wrócili na swój wybieg, bo zaczęła dochodzić pora otwarcia...

2 komentarze:

  1. Mina Rico,,What? Czwarty fan tych słodkocośtam? No nie wtym zoo można oszaleć. Chociaź w Hoboken dostaje się szału po 20 sekundach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto uważa że Skipper powinien być z Jagódką?

    OdpowiedzUsuń