sobota, 14 lutego 2015

11. Ratatouille



- No! I jest komplet! - zawołał Skipper gdy Kowalski i Kolik weszli do sklepu, a na dziobie Kolik pokazał się wymuszony uśmiech powitalny - Tak więc... Dnia dzisiejszego jak zapewne zauważyliście nie było w naszym zoo gości. Sprawa jest pod naszą kontrolą i...
Z głębi sali zaczęły dochodzić pomruki i niezadowolenie współmieszkańców zoo. Wszyscy zaczęli opuszczać teren sklepu. Zostali już tylko Skipper z bardzo zdziwioną miną, oddział, Kolik i lemury...
- A ty co tu jeszcze robisz? - zapytał lider, u którego zdziwienie zaczęło być zastępowane zdenerwowaniem.
- Czekam na swój egzotyczny socek z: mango, kiwi, papai, liczi, banana, grejfruta, awokado, cytryny, limonki, kokosa, arbuza, melona, wisienki i czerwonego kartofelka. - odpowiedział król.
- Obawiam się, że nie istnieje taki owoc jak czerwony kartofelek. - powiedział naukowiec.
- Co? - zapytał z udawanym przerażeniem, ale wszyscy potraktowali to jak pytanie retoryczne, więc powiedział dalej. - Więc jak dostanem mój socek to pójdem wykorzystać mój prezent od mych wiernych poddanych! - dostał napój od Maurica i wszystkie lemury opuściły sklep.
Skipper, Rico i Szeregowy spojrzeli gniewnie na Kolik z niewinnym wyrazem twarzy. Jedynie Kowalski się odezwał.
- Naprawdę zbudowałaś to karaoke na baterie słoneczną? - zapytał.
- Taa... Było trochę problemów, ale się udało... - powiedziała bardziej żywo po czym powiedziała do reszty oddziału - Ale! Działa tylko gdy ma stały dostęp do prądu.
- Dobre i to... - powiedział Szeregowy.
- Niby tak, ale zostają im te imprezy! - przypomniał szef.
Wszyscy z powrotem posmutnieli i w ponurych nastrojach udali się do bazy...
Na miejscu Rico zaprowadził pingwinice do tunelu, w którym wcześniej pracował i jej oczom ukazał się mały pokoik. Ten widok zabrał jej mowę i przez dłuższy czas tylko stała i patrzyła na pomieszczenie. Co prawda nie był czymś wspaniałym... Było tam małe łóżko, szafka i na niej lampka. W końcu coś powiedziała, zamiast stać z otwartym dziobem.
- To... nigdy nie dostałam czegoś takiego... - powiedział cicho i przytuliła pingwina. - Dziękuję ci!
Chwilę później weszli do głównego pomieszczenia, akurat Kolik zdążyła na moment wejścia Kowalskiego do pracowni.
- Aaa!! - krzyknął.
Kolik pośpiesznie weszła za nim, a on spojrzał na nią pytająco.
- Niespodzianka? - powiedziała tylko, a on zaczął pytać.
- Co ja ci zrobiłem, że to robisz? Przecież to.. ja robiłem to bardzo długo - wskazał na papiery - Jeszcze to wylałaś? - zaczął biegać po laboratorium i ciągle coś mówił.
Kolik stała tak bez słowa. W jednej chwili radość z prezentu ją opuściła i zaczęła się karcić za to, że nie posprzątała tego. Mimo, że było jej bardzo przykro z powodu stratega i była okropnie zła na siebie wymusiła mały uśmiech i powiedziała.
- Spodziewałam się tego... - właściwie to był nawet szept, ale usłyszał to Skipper.
- Moja szkoła! - powiedział i upił łyk napoju.
- Przepraszam cię ogromnie! - powiedziała po chwili Kolik, gdy podeszła do pingwina. - Nie wiem co mam jeszcze zrobić...  -zaczęła zbierać papiery. - Naprawdę, przepraszam cię... - zaczęła szlochać.
- No dobrze, aż tak bardzo to nie jest źle... - powiedział.
- Jak nie, jak tak?! - zapytała ze łzami w oczach. - A poza tym, że ja płaczę to się nie przejmuj... - powiedziała trochę weselej. - Ja tak już mam...
- No dobra... - odparł niepewnie.
Po niedługim czasie laboratorium było już posprzątane. Chwilę potem wszedł Szeregowy.
- Chciałem powiedzieć tylko, że za chwilę będziemy zaczynać i co chcecie na kolację. - powiedział.
- Mam rozumieć, że nie ma dziś konkretnego menu? - zapytała Kolik, a pingwinek pokiwał - No to... może... spagetti bolognese?
- Raczej nie... - odparł.
- Karpatka?
- nie...
- Ryżowa słoneczna?
- co to?
- Ratatouille?
- ee... nie?
Kolik przewróciła oczami.
- Jak możesz mówić, że nie ma konkretnego menu i mogę sobie wybrać co chcę, skoro każdą potrawę jaką wymieniam odpowiadasz 'nie' lub 'co'? - zapytała
- Ale właściwie to ja nie powiedziałem... - zaczął się tłumaczyć.
- Ok. To co proponujesz?
- Może jakieś sushi? - zaproponował.
- Dobra... - zgodziła się i uśmiechnęła do zdezorientowanego Szeregowego.
On zorientował się, że to wszystko było specjalnie i odwzajemnił uśmiech.
Wyszli z laboratorium...

1 komentarz:

  1. Wreszcie tu jestem!
    Wiem, długo nie odzywałam się. Sprawdziłam gmail jakieś dwa dni temu, ale jakoś nie miałam siły odpisać. Poza tym, szkoła... to przecieraczka życia i nie chce mi się jutro do niej pojechać, mimo że językowo oraz mało lekcji. Ciekawych rzeczy dzisiaj się dowiedziałam. Mój kolega w lato o 16 wstawał. To w ogóle możliwe?? Haha, niestety nie jestem ekspertem - 12. Zwykle kładłam się koło drugiej. Oo tak, uwielbiam sowie życie! Szkoda, że od historii i społeczeństwa vel historii {haha, mało się raczej od siebie różnią} odszedł nauczyciel. Lubiłam go. Matematyczkę mamy także nową, od angielskiego, no i zmiana na księdza z katechetki, ale oni się tak umówili i wiedziałam wcześniej.
    Zabieram się za czytanie! (;
    Tytuł pachnie mi szczurem.
    Czerwony kartofelek? Julian, a to nie burak? {Mina jak po złapaniu muchy; w sumie chciałabym zobaczyć Juliana. "Cem socek z muchki. Da mi, da mi!" Hahahuaha.}
    Panie oraz panowie! Kolik to facet! ;D
    Sprawa z daniami..... huahuahaua... aczkolwiek sądziłam, że coś się kryje za tym tytułem. (;

    OdpowiedzUsuń