niedziela, 22 lutego 2015

15. Nieproszony gość

- Czyżbyście zapomnieli o mnie? - głos ponownie zapytał.
Wszyscy spojrzeli w stronę dźwięku. Skipper zmrużyły oczy. Na progu stał... Julian. Oraz Maurice i Mort. Przez to wszystko nikt nie zauważył ucichnięcia muzyki. Ważnego znaku w zoo, a zwłaszcza w nocy.
- Ogoniasty, czy nikt nigdy nie mówił ci, że zawsze zjawiasz się w najmniej odpowiednim momencie? - zapytał szef.
- Eee... Nie wiem... - odpowiedziawszy spojrzał na palczaka stojącego obok.
Maurice wyjął kalendarz i zaczął go kartkować. Na koniec zamknął notes i rzekł.
- Ostatni raz było w zeszły wtorek.
- No, a razem? - pytał dalej król.
- 32 wasza wysokość. - odpowiedział palczak.
- To by wyjaśniało nadpobudliwość Morta... - podsumował Julek i spojrzeli na Morta.
Maluch siedział, przytulając ogon i wytrzeszczał swoje żółte oczy. Kolik lekko odkaszlnęła.
- Masz jakąś sprawę Julianie? - spytała.
Król zwrócił swój wzrok w jej stronę, ale nie zdążył nic powiedzieć, gdy...
- Czy oprócz tego, że nie wiesz co do ciebie dociera to rozumiesz, że jak dama pyta to się odpowiada? - zapytał lider.
Kornelia spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Słuchaj - zaczął lemur. - nie przychodzem tu aby z tobom gadać o... niczym! Tylko o...
- Czy mógłbyś wreszcie zamilknąć!? - krzyknął Skipper.
W tym momencie dwaj szefowie rozpoczęli swoją, codzienną, obowiązkową kłótnię.
- Przecież to wy płetwiaki ciągle gadacie i gadacie. - zaczął król.
- Ale to wy tu przychodzicie, przychodzicie, nadajecie, zamiast tańczyć to... To cokolwiek "tańczycie". - odpowiedział Skipper wykonując przy ostatnim słowie cudzysłów manualny.
W tym czasie Kowalski, Rico i Kornelia zaczęli przepisywać tekst. Nie mieli z tym większych problemów - Kolik miała co prawda nieco krzywe pismo, ale za to wyraźne.
Około pół godziny później tekst był już prawie przepisany (inna sprawa, że Kowalski co chwila sprzeczał się z Kolik, iż trzeba niektóre rzeczy poprawić), a Julianowi i Skipperowi kończyły się już pomysły na argumenty. Teodor, korzystając z okazji zaczął opowiadać o swoich kucykach. Maurice i Rico zaczęli składać samoloty z kartek leżących na biurku (prawie całe zapisane, ładnie poukładane w teczkach).
- Zaraz chwila! - zaczął król. - Po co my tu właściwie jesteśmy?
- Ponieważ nie działa twoje karaoke, wasza wysokość. - odpowiedział sekretarz pisząc na swym samolocie: M's linie.
- Właśnie! - Julek stanął prosto i zaczął oficjalnym tonem. - Gdy ma niedoszła królowa... poddana czemuś tam, tego szalonego... i zamieniona w kelnera... Ofiarowała mnie nieurodzinowy, ani nieświęto... święto... Wesoło-Mikołajowym... czy jakoś tak... prezent. On pierwotnie działał, ale gdy nadszedł mrok i pochłonął sobom me królestwo! Pszepadł... - Król tak się wczuł w opowiadania, że aż zaczął gestykulować (bardzo). - I nie ma! Nie ma już mego śpiewania, ani czegoś tam jeszcze!
Na monolog Juliana Skipper tylko przewrócił oczami. Nikogo nie interesowały jego problemy. Nikogo... oprócz Morta. Lemurek siedział i bardzo przeżywał opowiadania swojego władcy.
- TAK!! - Zawołała Kornelia i podskoczyła.
Prawie wszyscy spojrzeli na nią pytająco, na co pingwinka potulnie usiadła z powrotem.
- Skończyliście? - zapytał szef.
- Tak. - odpowiedział Kowalski. - I to już dość dawno, ale Rico znalazł taki fajny konkurs, w którym teraz właśnie wygraliśmy 100 puszek sardynek.
- Wspaniale! Misja wykonana i to z podwójnym efektem! Wracamy Kornelio, panowie! - zawołał Skipper i zawołani skierowali się do wyjścia.
Julek przez chwilę stał w miejscu zdezorientowany. Po chwili rzekł.
- A dlaczego my nie dostaliśmy niczego od ele-elektronicznego pudła?
- Przecież codziennie dostajemy coś od zoo. - odparł Maurice.
- A ja mango! - dodał Mort.
- Więc... - zaczął król. - W takim razie ja będem dostawał mango Morta, a ty zaś Mort będziesz jeść... Winogrona! Nie jestem jakoś do nich przekonany... - zarządził.
Po krótkiej chwili lemury także udały się do swojego habitatu, aby kontynuować imprezę... dla VIP-ów, oraz Morta i Maurica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz