piątek, 20 marca 2015

26. Powrót zemsty, zemsty Bulgota

- Nie jestem pewna czy jestem dostatecznie gotowa – jęczała Kolik.
- Ależ jesteś – zapewniał już zdenerwowany Skipper.
- Właściwie powinnam powiedzieć, że szef nie jest gotowy… – dodała Kornelia z przekąsem.
Skipper westchnął głęboko. Od trzydziestu minut Kornelia dręczy go jakimiś niedorzecznymi pytaniami i wytyka niesłuszność jej udziału w tej misji.
- Czy mogłabyś zamilknąć choć na chwilę? – zapytał zrezygnowany.
- W sumie to tak, ale moją głowę wypełnia za dużo danych, którymi muszę się z w wami podzielić, wiec wątpię, że przestanę… – potok słów wylewał się z dzioba Kolik. Szef westchnął i podczas dalszego monologu pingwinki zapytał naukowca.
- Kowalski, może jakieś opcje?
Wysoki pingwin, który aktualnie był niski – najniższy, zastanowił się chwilę i powiedział niezbyt logicznie.
- Można by dać jej coś do czytania lub też oglądania, albo najzwyczajniej w świecie zając ją rozmową. Kobiety tak mają…
Lider popatrzył na niego zdziwiony. Nic nie powiedział a za nimi dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk jaki Rico wydaje gdy wyrzyguje jakiś sprzęt. Tyle, że tym razem nie był to drużynowy psychopata, ale Teodor. Z żołądka wydobył bombę, która potoczyła się w stronę  ulicy. Wybuchła, rozległ się dźwięk alarmu i czyjś głos:
- Moje auto!!
- …i ci ludzie zawsze krzyczą to samo… Jakby to zawsze tego samego właściciela… – ciągnęła dalej Kolik. – A tak z innej beczki, kto to właściwie ten cały Bulgot? Bo jakoś dokładniej mi nie wytłumaczyliście, tylko Rico próbował… ale mu nie wyszło za bardzo więc to się nie liczy…
Skipper już nie wytrzymał i krzyknął.
- Dość! Przestań! Cisza! Nie mów! – krzyczał szef.
Kornelia się popatrzyła na Skippera, unosząc brew jak to zwykle robi Kowalski… Co wyszło na jedno, bo aktualnie ona była owym wysokim pingwinem.
- Ale ja chciałam tylko zapytać… – znowu nie dane jej było dokończyć.
- Nie!! – krzyknął szef. – Kornelio, ja was szanuję i rozumiem, ale przestań przez chwilę paplać.
Pingwinka zrobiła minę zbitego pieska, ale żeby ‚nie tracić w jego oczach’ powiedziała tylko:
- Tak jest szefie – zamilknęła i przesunęła się na tył grupy.
Po krótkiej chwili marszu przez miasto, Kowalski zatrzymał się. Reszta oddziału uczyniła tak samo i popatrzyli na stratega. Ten patrząc to na mapę, na budynki, okręcił się wokół własnej osi. Jego dziób przybrał pokerowy wyraz i powiedział cicho.
- To tu…

Pingwiny cicho weszły do budynku wyznaczonego na spotkanie z ich nemezis. Było zacienione pomieszczenie, a meble przykryte białym materiałem wyglądały jak z horroru.
- Cicho… – szepnął Skipper. – Za cicho…
Powoli, przygotowani na niespodziewany atak, przesuwali się do przodu. Kornelia z ciemno-fioletowym kapeluszem na głowie, przesunęła się na koniec. Podeszła do skrzyni, bo miała wrażenie, że coś zauważyła i głęboko odetchnęła z ulgą gdy nic nie zobaczyła. Nagle BRZDĘK! i poczuła ruch powietrza za plecami.
- Co to!… – pisnęła, obracając się podskokiem w stronę dźwięku.
Komandosi siedzieli w klatce. A z ciemności wyłaniał się zarys sylwetki delfina na swoim segway’u. Szeregowy szturchnął lekko Skippera skrzydłem i wzrokiem wskazał na Kolik stojącą za skrzynią. Na twarzy lidera pojawił się cień uśmiechu, ale natychmiast spochmurniał gdy usłyszał…
- Piingwiiinkiiii – oraz wysoki śmiech swojego nemezis-ssaka.
- Bulgot – warknął szef, zaciskając płetwy na prętach.
- No no, Skipper, znowu was mam – zaśmiał się, ale przyjrzawszy się dokładniej swoim więźniom i dodał. – Poprawka mam wasza trójkę… Co to za jedna?
- Nie jedna tylko Skipper! – wrzasnął lider do ucha, nachylającemu się delfinowi.
Bulgot wyprostował się gwałtownie i zakrył dziurę uszną płetwą. Kiedy dotarł do niego cały komizm tej sytuacji zaczął się śmiać.
- A co ci się stało? Za dużo was było w oddziale i poświęciłeś się? – drwił Bulgot.
Skipper był już maksymalnie wkurzony i jedyne co go dzieliło do zabicia tego delfina to pręty klatki.
Kornelia próbując wspiąć się na jakąś szafę usłyszała wypowiedzi Bulgota i już prawie zawróciła. Stanęła niepewnie na górze mebla.
- A gdzie jest…? – zaczął delfin, gdy powstrzymał śmiech.
- Ej! Ni rybo ni ssaku! – usłyszał z góry i wyszczerzył rząd białych zębów.
- O wilku mowa… – szepnął i krzyknął. – Homary! Łapcie go!
Nim pingwinka zdążyła zareagować i zrozumieć o co chodziło z tymi homarami, leżała na podłodze, związana.
- I tyle z mojego bohaterstwa… – mruknęła.
- Niemądry Kowalski – zaczął delfin, podjeżdżając segway’em do leżącego pingwina. – Naprawdę myślałeś, że uda ci się mnie przechytrzyć? A przy okazji, siostra pozdrawia…
- Kto? – zapytała, siadając.
- Doris…
- Kto? A, tak przy mojej okazji, albo okazji Kowalskiego… Jestem Kolik.
- Co? – zapytał zdezorientowany Bylgot i spojrzał w stronę pingwinów. – To jednak jest was więcej?!
- Niby masz się za inteligentnego, a nie umiesz liczyć… – powiedział Kowalski.
- Co? Mam poziom inteligencji 120 – prychnął delfin. – A więc Kowalski jest Szeregowym… Co się z wami, kurcze dzisiaj dzieje?
- Długo by gadać.. – wybełkotał Rico.
- Lepiej mów czego chcesz Bulgot! – zawołał Teodor.
- Może lepiej wy się wytłumaczcie, bo to bardziej priorytet, czy coś… – rzekł delfin, a popatrzywszy na swoich wrogów uśmiechnął się. – A to ty Kowalski…
Na dziobie naukowca pojawił się grymas. DLACZEGO NA MNIE W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI ZWALAJĄ? – pomyślał.
- Nie zmieniaj tematu! – krzyknął Skipper.
- No dobra… – warknął Bulgot. – Widzicie, jesteśmy w najlepszym miejscu na inwazje…
Kolik, siedząca prawie za Bulgotem, właśnie zdjęła kapelusz i próbowała zamachnąć nim w stronę delfina. Strateg, który to widział uśmiechnął się, bo była to szansa na uwolnienie ich z pułapki. Bulgot to zauważył i zwrócił się do niego machając jakimś urządzeniem przed jego dziobem.
- Tak cię to bawi? A może chcesz to wypróbować? – był to paralizator.
Pingwin spojrzał jeszcze raz w stronę Kolik.
- Co…? – zaczął delfin.
Kornelia stała nie związana i rzuciła kapeluszem w stronę Bulgota. Nic się nie stało. Wszyscy patrzyli na nią zdziwieni.
- Myślałam, że mocniej rzucam – rzekła wzruszając ramionami, skoczyła kopnęła delfina, który spadł.
Podbiegła do segway’a.
- Musisz wcisnąć zielony! – zawołał Kowalski.
Kornelia wcisnęła odpowiedni przycisk w ostatniej chwili. Bulgot się podniósł i przewrócił pingwinkę ruchem płetwy. Komandosi zdążyli wyskoczyć z klatki i zaczęli walczyć z homarami, które rzuciły się do ataku.
- Myślałaś, że mnie tym pokonasz? – zapytał delfin podjeżdżając do Kolik. – Jak tak, to się mylisz! Może zakończymy tą walkę szybciej…
- Wątpię… – warknęła i uderzyła nadchodzącego homara. – Szefie, za tobą!
Skipper w ostatniej chwili się obrócił i oba stawonogi się zderzyły ze sobą.
- Rico miotacz ognia! – krzyknął, uderzając intruza, który wydał przy tym dźwięk pękającego pancerza.
Psychopata, jako że nie miał aktualnie swojego, pojemnego żołądka spojrzał na Daniela. Ten spróbował coś z siebie wyciągnąć, ale nie udało się. Rico podbiegł do niego i uderzył w brzuch. Przy drugiej próbie pojawił się miotacz. Kilka bliższych homarów się podpaliło, ale na ich miejsce pojawiło się kilka nowych.
Bulgot, prawie potrącając przy tym Teodora, podjechał do Korneli, która próbował dotrzeć do jakiegoś panelu. Delfin ją złapał. Pingwinka przez chwilę wierzgała nogami i skrzydłami, a potem ssak ścisnął ją mocniej.
- Dobra, mam waszą panienkę, więc może się poddacie? – zaproponował delfin.
- Zostaw mnie! – krzyczała Kolik.
Kowalski spróbował się dostać do Bulgota, ale homarów się pojawiało coraz więcej i blokowały przejście.
- Aaaał! – wrzasnął delfin, bo Kolik zaczęła go dziobać.
Chwycił paralizator i dotknął nim dziewczynę. Krzyknęła i przestała się ruszać. Kowalski podbiegł i kopnął delfina, który upadł na podłogę.
- Stój! – krzyknął i podniósł Kolik. – Chcesz, żebym zawołał swojego króliczka? – zapytał uśmiechając się złośliwie.
Naukowiec zrobił przerażoną minę i się odsunął. Bulgot zaśmiał się złowieszczo.
- To już wiem kiedy ją łapać…
Pod drugiej stronie pomieszczenia rozległ się wybuch, spowodowany przez Szeregowego.
Nagle delfin się przewrócił i cały ruch zamarł. Za Bulgotem stał Rico z rurką w dziobie.
- No co? – wybełkotał.
- Żołnierzu, macie u mnie duży plus! – pochwalił Skipper.
- W zasadzie – zaczął jeden z homarów. – Gdy szef nie wydaje rozkazów to nie mamy poco walczyć – wyjaśnił.
Komandosi spojrzeli na siebie.
- Tak, przełóżmy tą walkę na kiedy indziej – dodał drugi. – Zadzwoni czy coś tam , jak będzie chciał się jeszcze raz zemścić.
Homary zaczęły oddalać się ze swoim szefem.
- No to wracamy panowie… – podsumował Skipper i gdy wzięli Kolik, też udali się do wyjścia.

1 komentarz: