wtorek, 24 marca 2015

27. We come back

Na twarz Kornelii spadło kilka kropel zimnej wody. Deszcz? - zdziwiła się, ale ciągle miała zamknięte oczy i ponownie spróbowała zasnąć. Po chwili spadło na nią całe wiadro wody, ale bez wiadra.
- Co jest...? - zapytała gwałtownie się podnosząc, co poskutkowało uderzeniem głowy w wyższą pryczę.
Skipper uderzył się skrzydłem w twarz i przedrzeźnił wcześniej mówiącego Teodora.
- Tak będzie lepiej... Jak jest lepiej, to ja jestem królową.
Pingwinek skrzyżował skrzydła i uniósł "brodę" do góry.
- No bo by było, gdyby Rico całego wiadra nie wylewał. - powiedział.
- egblhryhll? - zapytał psychopata.
- Ehh... to co ja mówię, a Szeregowy to dwie inne rzeczy - rzekł Skipper klepiąc żołnierza po plecach.
- eeel... nemaneg tom... - odparł bełkotliwie Rico, uśmiechając się.
Teodor spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Przywołuję was do porządku Rico! - zawołał Skipper. - Jeszcze chwila i wszyscy będziemy z powrotem normalni... No... prawie...
Rico uśmiechnął się jak to on i wystawił język, co mimo wyglądu Skippera dawało mu 'śladowe ilości' psychopaty.
- Czemu...? - zaczęła pytanie Kolik wyczuwając, iż jest mokra.
Niepewnie wstała z pryczy.
- Nieudana próba - wyjaśnił szef.
- Zalania mnie? - zapytała sarkastycznie pingwinka. - Jak tak to ją zatwierdzam...
- Raczej obudzenia - zaprzeczył Teodor.
- A czemu? A tam był ten Bulgot... Zemdlałam? - pytała. Popatrzyła przez chwilę na Skippera unosząc brew.
- Co się stało? - zapytał lider.
- Nic, szefie, tylko dziwnie mi się rozmawia ze sobą - wyjaśniła.
- Dla mnie tez, ale większe rozczarowanie jest w tedy, gdy rozmawiając z Kowalskim tak naprawdę rozmawiam z tobą - odparł, a dziób Kornelii wygiął się w podkówkę.
Skipper jeszcze do końca nie wybaczył Kolik jej ciągłego gadania w drodze na misję. Cała czwórka przez chwilę jeszcze stała w całkowitym milczeniu. Ciszę przerywały tylko oddechy pingwinów i wskazówka sekundowa zegara ściennego. Nagle, tą gryzącą w uszy ciszę, przerwał tryumfalny okrzyk Kowalskiego i trzask otwieranych drzwi od laboratorium.
- Tak! Udało się! - zawołał naukowiec, wyskakując ze swojego 'pokoju'. - Skończone!
- No wspaniale! - ucieszył się Skipper. - Rozpoczynamy operację: - dramatyczna pauza. - Maszyna.
Wszyscy komandosi spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Dobra, dobra... Kowalski zaczynaj - rozkazał lider.
Dryblas podszedł do Teodora i nałożył mu "hełm", gdyż maszyna pracuje teraz jak wcześniej - analogowo. Drugie 'nakrycie' dostał Rico. Kowalski powciskał kilka przycisków i po chwili Rico był już sobą. Po chwili psychopata podreptał po Kornelię. Dziewczyna przyszła i stanęła przy maszynie. Naukowiec powtórzył czynność, ale tym razem i on nałożył poddała się "przemianie". Po kilku błyskach było po wszystkim. Następnie tę samą czynność Kowalski powtórzył ze sobą i z Szeregowym. Potem jeszcze raz Teodor i Skipper.
- No, Kowalski - zaczął szef, po wszystkim. - W związku z tym, że to naprawiliście to macie plus - oznajmił. - Ale nie zmienia to faktu, iż to wasza wina i to wszystko się stało!
- Rozumiem szefie, ale... już nie będzie problemu... - powiedział pingwin.
- Ehgablabano? - wybełkotał Rico.
- Właśnie co się z nim stało? - zapytał Szeregowy.
- Ee... No ja... on wybuchł... - powiedział cicho.
- Tak? - zdziwił się lider.
- A co się jeszcze stało bo tak jakby trochę nie pamiętam... - wtrąciła Kolik.
- Co? - zapytał Skipper. - A tak... To wy se gadajcie, a ja idę sprawdzić, czy nic się nie stało...
Oznajmił Skipper i wyszedł z laboratorium. Usłyszeli otwierany właz i deszcz.
- Deszcz? - wybełkotał psychopata, a gdy Teodor skinął głową, pingwin wyleciał z bazy.
- No to... walczyliśmy... - rzekł Szeregowy, a Kornelia przewróciła oczami.
- Tego akurat mogłam się domyślić - odparła pingwinka.
Wyszli z laboratorium do głównego pomieszczenia. Naukowiec został w swoim małym świecie i zaczął rozmyślać... Może wymyśli jakiś nowy wynalazek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz