Minęły trzy dni od lunatycznego snu Kolik, w prawdzie miewała jeszcze
takie sny, ale już odróżniała je od rzeczywistości. Zdarzało jej się
jeszcze „pomylić”, ale nie dawała tego po sobie poznać. Głównym powodem
był Szeregowy. Nie to, że się go bała, ale nie mogła znieść jego
przypomnień i odnoszenia się do słodko-rożców. Od trzech dni także
Kowalski rozpoczął naukę czytania. Pierwotnie chciał uczyć się z
książek, albo raczej książeczek edukacyjnych dla dzieci, ale że i tak
nawet w pierwszym stopniu zaawansowania trzeba było czytać, więc
nauczycielem została Kornelia. Dzisiejszego dnia naukowiec kończył naukę
alfabetu. Nie była to szybka nauka. Według pingwinki strateg mógł się
go nauczyć już wcześniej. Za wszystko winiła jego pewność siebie.
Sadził, że jeśli umiał chemię, fizykę, matematykę i w jakimś stopniu
język, to wiedział lepiej od niej jak się pisze litery czy też niektóre
wyrazy. Kłótnie o graficzną poprawność zajmowały pingwinom połowę
„lekcji”. W końcu gdy dzień dobiegał ku końcowi naukowiec posiadł całą
wiedzę. …o alfabecie.
- Dzięki tobie, otworzyły się przede mną drzwi nauki! – orzekł Kowalski. Miało to być w rodzaju podziękowania.
- Nie ma za co… - mruknęła Kolik.
Oświadczenie naukowca usłyszał Skipper, akurat przechodzący obok laboratorium. Szef zajrzał do pokoju.
- Ja myślałem, że już nauka była na was wystarczająco otwarta… - rzekł.
Kowalski niezbyt zorientowany spojrzał w stronę lidera.
- Ale, szefie, tu chodzi o otwarcie się książek! – wyjaśnił podekscytowany Kowalski.
- Książki też zawsze były otwarte – dodała pingwinka.
Naukowiec
westchnął. Odszedł od biurka, gdzie siedziała Kornelia podpierając się
skrzydłami i stanął koło półki. Sięgnął po stojącą tam dość gruba
książkę o astronomii. Otworzył ją, pokazując jej tytuł. Skipper nie
wiedział co na niej pisze i nieco się zdziwił gdy Kolik parsknęła
śmiechem.
- Teraz jeszcze kosmos chcesz podbić? – zapytała i
dodała z rozbawieniem. – Na twoim miejscu wzięłabym się na początek za
jakąś książkę dla dzieci. O przecież masz tą swoją początkującą księgę… -
swoją wypowiedź zakończyła śmiechem.
- No, Kowalski, mimo, że prawie nie zrozumiałem przekazu Korneli, ma ona rację… Po co wam kosmos? – zapytał Skipper.
-
Szefie, ja nie chcę nic podbijać, ale poszerzyć swoją wiedzę – odparł
oburzony, po czym ciszej dodał. – w razie nagłego wypadku…
-
Kowalski – zaczął ponownie lider. – Ja już widziałem takie nagłe
wypadki, jak Manfredi i Johnson chcieli w nagłym wypadku opuścić statek
pełen klatek z lampartami morskimi. Rzuciły się na nich i poobgryzały
im nogi.
Kornelia otworzyła szerzej oczy i spojrzała z
przestrachem w stronę lidera. Tamten wzruszył ramionami i upijając łyk
napoju wyszedł z laboratorium. Jego miejsce zastąpił Teodor.
- Usłyszałem, że Kowalski już umie czytać – zainteresował się pingwinek.
- Tak – potwierdziła Kolik. Wstała i podchodząc do Szeregowego zapytała. – Czy i ty chcesz posiąść tą magiczną moc czytania?
- Magia nie istnieje – wtrącił naukowiec. – Wszystko da się wyjaśnić…
- Taa – mruknęła pingwinka.
- Owszem, chciałbym – powiedział Teodor.
- Dobra… - rzekła Kolik.
Podeszła do niego bliżej i popatrzyła na jego oczy.
- Czy coś nie tak? – zapytał trochę zmieszany Szeregowy.
- Nie… - mruknęła. - Masz troszkę… zielone… - Kolik nie dokończyła tylko ruchem skrzydła wskazała na oko.
- To pewnie tylko światło – odparł naukowiec. Nie był zbytnio zainteresowany tym zdarzeniem.
- Tak… - mruknęła pingwinka.
Szeregowy odetchnął. Po chwili jak burza do pokoju wpadł Rico. Zaczął szaleńczo machać skrzydłami i bełkotać nieskładnie wyrazy.
- Co? – zapytał Kowalki. – Co się dzieje?
- Ee eleghu glekm ehelem r buuu – bełkotał Rico.
- Ktoś tu przyjechał i zaraz tu będzie? – zapytał ze zdziwieniem Teodor.
Psychopata energiczne przytaknął głową. Komandosi wybiegli z pomieszczenia. Skipper już tam czekał i zawołał:
- Baczność oddziale! Zaraz przybędzie tu inspektor!
- Inspektor? – zapytała Kornelia.
- Tak – odparł lider.
- Czyli będzie tu kiedy? – pytała dalej dziewczyna.
Nikt
już nie zdążył nic powiedzieć, gdy „drzwi” bazy się otworzyły i do
środka wskoczyła inspektor. Była ona mniej więcej wzrostu Kolik, ale
miała długie blond włosy. Nosiła kapelusz, czerwonego koloru. Zgrabna,
wyprostowana pingwinka stanęła przed oddziałem.
- Witam panią inspektor – przywitał szef.
- Witam Skipperze – odparła dziewczyna. – podpułkownik Lisa.
-
Miło mi – rzekł lider. – Kowalski, strateg i nasz naukowiec – zaczął
przedstawiać, a żołnierze kolejno występowali z szeregu. – Rico, ekspert
od broni. Szeregowy. Kornelia.
- Tylko dwójka ma jakieś zadania? – zdziwiła się Lisa.
-
Nie… - zaprzeczył. – Szeregowy to też nasza broń specjalna… -
powiedział i spojrzawszy na Kowalskiego, dodał. - …w nagłym wypadku…
-
Dobrze, na dzisiaj starczy – oznajmiła podpułkownik. – Jutro z samego
rana trening. Tymczasem, jeśli można, chciałabym zwiedzić okolicę.
-
Tak jest – zgodził się natychmiast Skipper. Poszedł za pingwinką w
stronę wyjścia. Wychodząc spojrzał na komandosów porozumiewawczo – mieli
posprzątać cała bazę.
Gdy właz ponownie został zamknięty
komandosi zaczęli biegać po całym pomieszczeniu układając rzeczy,
przesuwając meble i zamiatając podłogę. Krótko mówiąc: robili za trzech
sprzątając trzy pomieszczenia. W końcu Kornelia zatrzymała i oparła się
skrzydłem o kanapę, a drugie trzymała na biodrze.
- Wiecie, o ile dobrze pamiętam to miała przyjechać jakaś agentka… - rzekła.
- Z ABFS – dodał Rico.
- A tu jakaś inspektor – dodał Teodor.
- Dobrze, że poszli na ten… patrol… - powiedziała Kolik.
- Tak… - zaczął Terodor, chowając swojego konika. – A mi się wydawało, że ma być później.
- Herlongrh – odparł psychopata.
- Dobrze, już koniec – oznajmił Kowalski. – Miejmy tylko nadzieje, że nie będzie chciała sprawdzać pokoju Kolik.
- Czemu? – zapytała pingwina.
Wstała
i podeszła w stronę swojego pokoju. Otworzyła drzwi i na podłogę spadło
kilka rzeczy. Między innymi słodko-rożec Szeregowego. Ogólnie ledwo
było widać podłogę, nie mówiąc już o łóżku.
- Taa – mruknęła. – To
wszystko wyjaśnia… - Ponownie schowała zbędne rzeczy, zamknęła drzwi i
wróciła na swoje miejsce. – Ale rozumiem, że szef już pomyślał o
wszystkim i wie, gdzie będzie spać Lisa – powiedziała pewnie.
Rico wzruszył ramionami, a Teodor i Kowalski spojrzeli na siebie.
- Dziwnie będzie wyglądało spanie na kanapie – stwierdził Szeregowy.
- No wiecie… - zaczęła Kornelia. – Czytałam w takiej jednej książce, że pingwiny to na Antarktyce śpią na stojąco.
- Naprawdę? – zdziwił się Rico?
- A skąd to wiesz? – zapytał Teodor.
- Przeczytałam.
- Gdzie?
- W książce.
- Jakiej?
- O pingwinach…
- Starczy! – zawołał Kowalski. – Zachowujecie się jak… pingwiny z klatek.
Kornelia i Rico wybuchli śmiechem.
- To znaczy, że ty jesteś wspaniałym pingwinem prosto z Antarktydy? – zapytała kpiąco Kolik.
- Prawie… - mruknął. – A ty?
Pingwina
nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego w stylu „serio?” Po chwili
milczenia naukowiec chciał coś powiedzieć, ale rozległ się dźwięk
spadającego… lemura.
- Matko, ale upał… - jęknął Julian.
- Król się znalazł… - warknęła Kolik.
Za samozwańcem wskoczyły jeszcze dwa lemury – Maurice oraz Mort. Julian szybko podbiegł do telewizora i włączył go.
- Czego tu szukasz? – zapytał Kowalski.
- Ćii – uciszył go. – Zaraz pudełko zacznie gadać, gdzie podziała się woda.
Postanowili
dać mu spokój i posłuchać wiadomości. Od wczoraj panował wielki ukrop i
duchota. Wszyscy siedzieli w cieniu. Do zoo przychodziło niewielu,
naprawdę niewielu gości. Alice też siedziała cały dzień w biurze, przy
wiatraku i co jakiś czas sprawdzała na monitoring czy ktoś podejrzany
nie kręci się po zoo.
- Ostatnie dni dla naszego miasta były
strasznie upalne – rozległ się głos z telewizora. – Jednak takie
podwyższenie temperatury nastąpiło w całym kraju – tu pokazała się mapa
Stanów ze słońcami i gdzie niegdzie występowały chmurki. – Takie
temperatury będą utrzymywać się w Nowym Jorku przynajmniej do wieczora –
Wszyscy przed telewizorem jęknęli – fajne pocieszenie. – Ale nocą
przejdzie fala deszczowych chmur i chłodny wiatr.
- Co to za
taktyka? – zdenerwowała się pingwina. – Najpierw straszą upałami w całym
kraju, a dopiero na koniec łaskawie mówią o deszczu.
- Lepsze to niż sama słoneczna prognoza – dodał Teodor.
Strateg
mimowolnie spojrzał na zegar. Sprzątanie zajęło im pół godziny.
Wiadomości pięć minut… Plus minus dziesięć minut… W końcu do niego
dotarło… Kto normalny wytrzyma godzinę w takim upale?! Zaraz wracają.
- Koniec! Koniec! – zawołał.
- Co? – zapytał Rico.
- Zaraz wracają! – odparł krzykiem.
- No i? Kto wraca? – zapytał Julian.
Szeregowy szybko wyłączył telewizor i wszyscy zaczęli pchać lemury w stronę wyjścia.
- Zaraz, co tom siem dziejem? – oburzył się król.
- Wychodź! – wszyscy naraz.
- Ogoniasty?! – zawołał Skipper.
Szef i pani inspektor właśnie wrócili, i oczywiście zastali lemury.
- Czy to reszta twojego oddziału? – zapytała Lisa.
- Co? Nie! To jest tylko…
- Jestem królem tegoż zoo! – zawołał Julek. – Jestem król Julian, ale możesz mi mówić król Julian, droga ma.
- Koleś, który w zdaniu powiedział trzy razy słowo król… - westchnęła Lisa. – Wyczuwam tu napad lub brak odpowiedniej ochrony!
- Idź stad… - powiedział lider do lemura.
Julian
niechętnie opuścił bazę komandosów. Po drodze jeszcze oznajmił, że tu
wróci, że tak nie godzi się traktować króla i jeszcze kilka innych
rzeczy.
- To był raczej mimowolne, niedopuszczone wtargniecie na teren posesji – oznajmił Kowalski.
Racja Kowalski
OdpowiedzUsuń